sobota, 11 sierpnia 2012

Wizja Lokalna: BIELSKO-BIAŁA

Jakiś czas temu Polskę zalała fala projektu Wizja Lokalna - kolejne miasta, począwszy od Warszawy, prezentowały swoją scenę w jednym klipie i często wyglądało to groteskowo. Od niedawna także moje Bielsko ma swój klip i najbardziej cieszy fakt, że miejsce na blogu poświęcam jej nie z powodu wrodzonego lokalnego skądinąd patriotyzmu, ale po prostu na to zasługuje swym poziomem.

Przyznaję się bez bicia, że bielskiej sceny nie śledzę i co najwyżej ograniczam się do sprawdzenia promomixa lub singli, które zwykle totalnie mi nie podchodzą i zastanawiam się czy to promo czy prowo. Zawsze zazdrościłem innym miastom raperskich perełek i nie mogłem zrozumieć dlaczego w prawie 200 tysięcznym mieście nie znajdzie się żaden dobry raper, a np. z takiego Opola jest ich na pęczki. Czarę goryczy przelał The Pryzmats, jedna z lepszych obecnie hip-hopowych grup, która ma jeden wielki minus - jest z Żywca. Nowych twarzy z Bielska nie znam, kojarzę poszczególne osoby siedzące w tym kilka lat, ale często niekoniecznie z rapowania, bo np. z korytarza liceum jak W.E.N.A i pewnie gdzieś w czeluściach starego komputera znalazłbym jakieś kompromitujące nagrania Uszera czy Ziemasa. Bielska Wizja pokazała jednak, że ci co mieli zaliczyć progres to weszli na wyższy poziom, a dodatkowo pojawiło się trochę dobrych kotów (jak w The Pryzmats, skojarz follow-up) i wszystko się kręci.

Przede wszystkim jest bardzo świeżo - raczej każdy raper zgodnie z obowiązującymi trendami łamie sobie język na wielokrotnych i leci z przyzwoitym flow. Zdarzają się dobre punche i porównania, chociaż czasami mam wrażenie, że to przerost formy na treścią i dla się wyłapać zwykłe rymy dla rymów. Dodając do tego bardzo fajny podkład mamy jedną z moim zdaniem lepszych Wizji Lokalnych, mimo że występują w niej praktycznie no-name'y, w szoku (w szoku). Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że chłopaki lepiej wyglądają w kolektywie, aniżeli każdy z osobna. Brakuje może kilku osób z czasów, gdy żywo byłem bielskim podziemiem zainteresowany, ale teraz nie wiem nawet czy oni jeszcze nagrywają.

W każdym razie jest dobrze, a nawet lepiej, wróże sporo szumu wokół tej Wizji Lokalnej, bo widzę, że nie tylko mi podeszła i dużą przyjemność sprawi mi pokazanie tego światu. Występują - Uszer, LU, Putek, ADK (wszyscy Zdolne Przedmieście), Beeres (Swag jak skurwysyn), Młody, Wicher, Ziemas, Staf.



piątek, 3 sierpnia 2012

Alfabet Euro 2012 cz. II

Druga część, pyk pyk.

L jak Lato Grzegorz - król polskiego futbolu zapowiedział przed Euro, że w przypadku gdy Polska z grupy nie wyjdzie, on zwolni fotel prezesa PZPN. O ile reprezentacja z pierwszej części zdania wywiązała się koncertowo, tak Lato już niekoniecznie. Żal patrzeć, jak kolejny wielki polski piłkarz z najlepszej w historii ery polskiego futbolu, stacza się po równi pochyłej. Za niedługo nikt już nie będzie pamiętał jego goli czy tytułu króla strzelców Mistrzostw Świata w 1974 roku, za to doskonale znane będą jego wpadki i klęski. Już naprawdę abstrahując od sposobu prowadzenia Związku, to sama jego postać dziś jest groteskowa - życzenia czytane z kartki, wygłupy przed kamerą sprawiają, że chyba każdy kibic mający w sercu dobro polskiej piłki tęskno wyczekuje następnych wyborów na szefa PZPN.

Styl amerykański
M jak Miss Euro - od zakończenia turnieju minął miesiąc, doniesienia na temat Euro powoli cichną, a ona wciąż wraca jak bumerang - okrzyknięta Miss Euro Natalia Siwiec. Modelka w Kołobrzegu na Sunrise Festival, modelka w Warszawie na koncercie Madonny, modelka gdzieś tam i jeszcze gdzieś. W międzyczasie sesje w Playboyu i pewnie setki ustawianych zdjęć, wywiadów i artykułów. Ktoś niezorientowany w temacie mógłby myśleć, że brunetka z Boguszowa-Gorców właśnie teraz się objawiła, gdy ktoś jej zrobił zdjęcie na Stadionie Narodowym. Nic bardziej mylnego, bo jest to jej drugie podejście i po raz kolejny wybrała sobie drogę do sławy wiodącą przez stadion. Kilka lat temu Natalia Siwiec pojawiła się u boku będącego wtedy u szczytu kariery piłkarza Wisły Kraków Damiana Gorawskiego, by później nawet wyjechać z nim do Moskwy, kiedy ten postanowił za grube miliony przywdziewać strój FK. Później ich drogi się rozeszły, tak samo jak rozjechała się kariera Gory - obecnie bezrobotnego. Wracając do sedna, pomysł Siwiec by pokazać się na trybunach w biało-czerwonych barwach najprawdopodobniej był jej najlepszym ruchem w życiu. Nic to, że prawie żywcem ściągniętym z Larissy Riquelme, ważne że nikt inny na ten, bardzo banalny zresztą, pomysł w trakcie imprezy nie wpadł. NIKT z ogromnej rzeszy aspirujących modelek, celebrytek, gwiazdeczek, chociaż drogowskazem kariera paragwajskiej modelki. Teraz kalendarz Siwiec pęka od umówionych spotkań, to ona dostaje setki tysięcy złotych za sesje. I wzorem swego byłego chłopaka Gorawskiego (swoja drogą inną dziewczynę odbił mu Radek Majdan), który wycisnął ile mógł z Górnika Zabrze (73 tys/mies za jakieś dwadzieścia występów w ciągu ponad dwóch lat), ta korzysta ile może ze swych pięciu minut sławy spod znaku pompowanych ust.


Goetze, wielka nadzieja piłki, za wiele sobie nie pograł na Euro
N jak Niemcy - to obok Holandii chyba największa niespodzianka Mistrzostw. Typowani jako główni faworyci obok Hiszpanii, swój udział zakończyli w półfinale. Niby to świetny wynik, ale nie dla Niemców, którzy na kolejnej z rzędu imprezie powtarzają scenariusz - najpierw świetna gra w grupie i w początkowej fazie rozgrywek pucharowych, później ni stąd ni zowąd porażka w półfinale lub w finale i na pocieszenie na szyjach wieszane są medale innego koloru niż złoty. Niemcy jak nikt inny zasługują na sukces. To oni przerobili drogą od samego dna na (prawie) szczyt. Mało kto pamięta beznadziejny występ na Euro 2000, kiedy zajęli ostatnie miejsce w grupie za m.in. Rumunią, a w ostatecznym rozrachunku lepsza od podopiecznych Ribbecka na tym turnieju była nawet Słowenia. Dwa lata później przyszedł niespodziewany sukces na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii, kiedy to już pod wodzą Rudiego Voellera przeciętna drużyna przegrała w finale w Brazylią, jednak Euro 2004 to kolejna porażka - jeden punkt zdobyty w pojedynku z Łotwą chluby naszym zachodnim sąsiadom nie przyniósł. W międzyczasie ktoś walną w stół i powiedział, że tak nie może być. Niemcy nie mogą zostać wymieniani jednym tchem z europejskimi średniakami, a Łotwa musi się ich bać, a nie walczyć jak równy z równy. Zainwestowano więc ogromne pieniądze w rozwój młodych piłkarzy i efekt tych działań widzimy dziś, gdy kadrę stanowią dwudziestokilkulatkowie, grający w najmocniejszych klubach Starego Kontynentu. Co najważniejsze, ciągle pojawiają się nowi piłkarze, którzy na razie są zmiennikami, a za kilka lat to oni będę stanowić o sile reprezentacji. Trudno więc odpowiedzieć na pytanie, czego zabrakło Niemcom - mocny skład, poukładany taktycznie i otrzaskany już z bojami na najwyższym szczeblu zawodzi po raz kolejny w decydującej fazie. Szansa na zmianę już za dwa lata w Brazylii, gdzie Niemcy przystąpią do rozgrywek w jeszcze mocniejszym składzie, wszak z obecnej kadry na dobrą sprawę może braknąć jedynie Miroslava Klose, który i tak obecnie wchodzi z ławki, a za drzwiami szatni już czekają tabuny młodych.


O jak organizacja - tak bardzo się o nią wszyscy bali, jednak na szczęście obyło się bez jakichś wielkich problemów. Te były raczej wcześniej, przed rozpoczęciem Euro, kiedy okazywało się, że schody w Narodowym są wadliwe albo gdy Chińczycy (wcześniej witani jako lek na kłopoty z drogami) postanowili nie dokańczać jednak autostrady A2. Trudno było oczekiwać, że wszystkie z planowanych inwestycji zostanie oddanych do użytku przed Euro, ale mimo wszystko gro z nich funkcjonuje i nam służy. Wracając jednak do organizacji - Polska na pewno zyskała w oczach Zachodu sprawnie przeprowadzoną wielką imprezą. Teraz już bez żadnego wstydu można ubiegać się o organizację w naszym kraju wydarzeń na skalę światową, bo egzamin z dojrzałości państwa zdaliśmy pozytywnie. Wydaje mi się, że w większym stopniu zawdzięczamy to jednak tysiącom ludzi, wolontariuszy, służb porządkowych, którzy wywiązali się ze swych ról znakomicie, aniżeli politykom, którzy teraz będą spijać śmietankę z tego sukcesu.

Na boisko remis, na ulicy Polska górą!
P jak przegrani - Polska, Niemcy, Holandia, Francja, Rosja i można by wymieniać jeszcze długo. Od każdej z tych reprezentacji wymagano więcej, pokładano w nich większe (Niemcy) lub nieco mniejsze (Polska) nadzieje, ale żadna z nich im nie sprostała. Jednym zabrakło umiejętności, innymi szczęścia, a jeszcze inni zlekceważyli przeciwników. Większość z tych reprezentacji szansę na rehabilitację będzie miało już za dwa lata na Mistrzostwach Świata w Brazylii, gdzie pewnie oczekiwania wobec nich będą podobne. Tylko jak tu wierzyć w zapewnienia o poprawie chronicznym recydywistom na polu rozczarowań?


R jak Rosja - na Euro Rosjanie potwierdzili swoją wybitną chimeryczność. Najpierw gładko, po naprawdę dobrej grze, roznieśli Czechów, by później zremisować z Polską i dać się zwyciężyć Grekom. Na przestrzeni ostatnich czterech lat było bardzo podobnie - na Euro 2008 Rosja doszła aż do półfinału, gdzie poległa z późniejszym triumfatorem Hiszpanią, a ledwie dwa lata później, dysponując bardzo podobnym składem, nie przeszła eliminacji do Mundialu w RPA. Rosjanie mają potencjał na bycie piłkarską potęgą i wciąż szczęście do piłkarskich talentów - wcześniej Pawluczenko i Arszawin, dziś Dzagoev stanowi o sile kadry - którzy jednak dużo lepiej prezentują się w kadrze lub w rosyjskiej lidze, aniżeli na zachodnich boiskach. W dodatku działacze nie skąpiący pieniędzy na zagranicznych trenerów z najwyższej półki, którzy układają zespół doskonale taktycznie i który gra także dość efektownie jak na dzisiejsze czasy. Z opisu wychodzi jakby kalka Niemców i niestety, zachowując pewna skalę, z wynikami jest podobnie. Jednak zarówno w przypadku jednej, jak i drugiej ekipy jestem pewien, że ich czas dopiero nadejdzie.      


Wspólna zabawa w Strefie Kibica
S jak Strefa Kibiców - wynalazek Euro, wydzielone miejsce do kibicowania przy wielkim ekranie. Idea szczytna bardzo, ale wykonanie już mniej, chociaż nie zawsze jest to wina organizatorów. Wszak nie mogli oni oszacować, że chętnych do wejścia do np. wrocławskiej Strefy na Rynku będzie z dwa razy więcej niż miejsc, a ludzie będą się i tak kłębić w jej okolicach. Nie mam im za złe wszechobecnego syfu wokół Strefy, bo przecież nie od tego są oni, by uczyć porządku podpitych polaczków. Oficjalne Strefy UEFA jeszcze się jakoś broniły, ale te miejskie lub jeszcze bardziej dzikie nie wyglądały dobrze, usłane zbitymi butelkami i z centymetrową warstwą śmieci na bruku. Opole wybrało doskonałe miejsce do organizacji masowego oglądania meczów - wyremontowany Amifteatr - ale na tym pozytywy się kończą. Nie ma nic bardziej irytującego niż oglądanie meczu przy akompaniamencie (tak wyśmiewanych jeszcze dwa lata temu i krytykowanych) wuwuzeli czy rozdawanych za darmo pompowanych pałek do walenia. Ktoś się nieco zagalopował i chciał zrobić z piłkarskiego święta siatkarski festyn. Gdyby jednak przymknąć na to oko, atmosfera był bardzo dobra, chociaż ludzie w większości nieco przypadkowi. Pomysł stref się przyjął, jednak to rozwiązanie doraźne - szczerze wątpię czy jeszcze kiedykolwiek będzie nam dane uczestniczyć w takim czymś. Euro przyciągnęło tylu przypadkowych kibiców, niedzielnych fanów naszego trio z Borussi czy po prostu januszy, że jasny był sens organizowania ich. Trudniej wyobrazić sobie strefę organizowaną na mecz np. eliminacji z Czarnogórą, ale cóż, tacy już są kibice.        


Tytoń na progu wielkiej kariery - Hetman Zamość
T jak Tytoń Przemysław - jeden z największych, jak nie największy, wygrany Euro polskiej reprezentacji i sprawca chyba największego bólu głowy Waldemara Fornalika. Z anonimowego, rezerwowego bramkarza, stał się nagle rozpoznawalnym przez każdego Polaka kandydatem na biało-czerwoną bluzę z numerem 1. Przez jedną jego interwencję zachwiała się pozycja Wojciecha Szczęsnego jako pierwszego golkipera, czemu jakby nie patrzeć Szczęsny sam jest winien, bo to jego interwencja spowodowała wejście Tytonia na boisko i obronienie karnego Karagounisa. Kariera golkipera z Zamościa to jedna z najciekawszych historii ostatnich lat w polskim futbolu. Z mało znanego bramkarza słabego Górnika Łęczna, gdzie nawet nie grał regularnie w podstawowym składzie, przeszedł do Rody Kerkrade, w której na początku był drugim bramkarzem. Przełomowy okazał się sezon 2010/11 - Tytoń na dobre wszedł do bramki Rody i z miejsca wyrósł na czołowego bramkarza holenderskiej ekstraklasy. Zaowocowało to kolejnym głośnym transferem, tym razem do naprawdę topowego zespołu PSV Eindhoven, w którym przyszło mu rywalizować z solidnym Andreasem Isakssonem. Później przyszła kontuzja porównywana z tą, którą odniósł kilka lat temu Petr Cech, ale i z tej sytuacji Tytoń wyszedł obronną ręką, bo do futbolu wrócił stosunkowo szybko. Warto odnotować jeszcze, że był on w składzie na Mistrzostwach Świata U-20 w 2007, gdzie nasza reprezentacja zaprezentowała się nad wyraz dobrze, ale nie było mu dane ani razu wybiec na boisko - Michał Globisz wolał Bartosza Białkowskiego, obecnie tułającego się po niższych angielskich ligach, gdzie w ciągu siedmiu lat zagrał w 24 spotkaniach ligowych. Jaki los potrafi być przewrotny.


U jak Ukraina - piłkarsko lepsi, organizacyjnie gorsi - tak w skrócie można określić współgospodarza Euro. Ukraina zagrała dużo lepiej i odważniej od naszej reprezentacji i gdyby nie mocna grupa pewnie zagraliby w ćwierćfinale. Z drugiej strony kibice dużo mniej chwalili sobie ten kraj, nawet reprezentacje w przeważającej ilości jako bazę wybierały Polskę. Z Ukrainą związany był też największy sędziowski skandal Euro, czyli nieuznana bramka w spotkaniu z Anglią. Dwie bramki, jedyne na tej imprezie dla Ukrainy, strzelił Andrij Szewczenko. Dziś już wiemy, że to były ostatnie bramki Szewy - były zawodnik Milanu zakończył karierę i zapowiedział rozpoczęcie nowej, tym razem polityka. Z jego odejściem kończy się pewna era ukraińskiego futbolu, czas w którym piłkarz ze wschodniej części kontynentu tyle znaczył w Europie, czego zawsze będziemy pewnie naszym sąsiadom zazdrościć. Życzę mu wszystkiego najlepszego, równocześnie jednak przykro się robi, gdy kolejny z idoli młodości kończy karierę, tak nieliczni już zostali.


W jak więcej biletów - sprawa o której lepiej byłoby, gdyby nikt się nie dowiedział. W skrócie - kapitan Błaszczykowski ma żal do prezesa Laty, że ten piłkarzom przydzielił zbyt małą ilość biletów i ci w związku z tym bardziej martwić się musieli o rodziny, a nie o DECYDUJĄCY O AWANSIE mecz z Czechami. Co najciekawsze, tę żenującą opowieść Kuba sam sprzedał mediom - nie wyszło to, jak to zwykle bywa w takich krepujących sprawach, ze źródła nieoficjalnego, ale od kapitana reprezentacji Polski. Zawsze podziwiałem Błaszczykowskiego jako piłkarza i człowieka, przez to co przeszedł, a gdzie jest teraz należy mu się ogromny szacunek. Tym bardziej smutno, że strzelił sobie wizerunkowego samobója i to akurat wtedy, kiedy wszystkie oczy były skierowane na niego. Naraził się na śmieszność i pewnie przez dłuższy czas będzie mu to pamiętane, a łatka łasego na darmowe wejściówki (których i tak miał przecież dużo do dyspozycji) nie przystoi kapitanowi.

Euro-gadżety
Z jak zwycięzcy - jeśli chodzi o piłkarskie kwestie, to chyba tylko Hiszpania, która po raz kolejny sięgnęła po mistrzostwo kontynentu, bo z grona reprezentacji mimo wszystko więcej było przegranych. Indywidualnie to kilka postaci się pokazało, jak Hummels, Dzagoev czy Jiracek, ale czy można ich nazwać zwycięzcami? Żaden z nich nie wybił się na tyle, żeby działacze potęg od razu wpadali w zachwyt, raczej błysnęli, pokazali się i mieli swoje pięć minut. Bardzo ładnie z piłką pożegnał się Szewczenko. Wielkim zwycięzcą trudno też nazwać Iniestę, mianowanego najlepszym piłkarzem, bo on swoje już zdobył i ten triumf na dobrą sprawę nic w jego życiu i karierze nie zmieni. To, czy rządzący zyskali poparcie na fali entuzjazmu po Euro dowiemy się później, z kolei dużo zyskali na pewno zwykli ludzie malujący policzki za 5 zł, małe firemki i wielkie przedsiębiorstwa produkujące gadżety - ilość pieniędzy, która zostawili w Polsce kibice trudno zliczyć, podobnie jak ilość firm, które dzięki boomowi w trakcie Euro kilkukrotnie zwiększyło swoje obroty. No i oczywiście literka M.

PS. Jak dla mnie to Euro mogłoby trwać jeszcze i jeszcze, ale trudno - pora Niemców zamienić na Bełchatów, Buffona na Szmatułę, Balotelliego na Demjana, a Del Boque na Lenczyka. Za niedługo start najciekawszej ligi, polskiej Ekstraklasy (nie mogę się doczekać, serio).