środa, 1 grudnia 2010

Kno - Death In Silent [2010]



Z recenzją "Death In Silent" czekałem dość długo bo od jej premiery minęły prawie dwa miesiące. Przez ten czas zdanie na jej temat trochę zmieniłem, jednak główna myśl pozostała bez zmian - solowy debiut Kno to kawał dobrej muzyki.

Już po pierwszym kontakcie z płytą, spojrzeniu na jej tytuł, tracklistę i okładkę, nasuwa się myśl, że nie będzie to płyta radosna, przyjemna i bujająca - wszak tematy typu śmierć, cmentarz, samotność, płacz (jedynie "Smile" łamie tę konwencję) kojarzą się jednoznacznie smutnie. Po dalszym poznaniu płyty okazuje się, że to pierwsze powierzchowne spojrzenie nie było wcale mylne. Kno zaserwował płytę pełną emocji, w większości niezbyt przyjemnych, mroczną i tajemniczą. Piosenki idealnie nadające się na jesienne spacery, klimatyczne, różnorodne tematycznie (chociaż pod wspólnym, smutnym mianownikiem) i doskonałe muzycznie. Warstwa liryczna również na wysokim poziomie, z kolei po rapowaniu samego Kno spodziewałem się czegoś więcej. Można mu jednak wybaczyć nudne momentami flow, mając na uwadze to co zrobił z podkładami i jego dobry głos. Co do gości - członek Cunninlynguists zaprosił solidnych, m.in.Tonedeffa, Tunji czy kolegów z CL - Nattiego i Deacona The Villain. Ze wszystkich piosenek na czoło wysuwa się "Rhythm Of The Rain", singiel wypuszczony przed premierą krążka, do którego powstała także okładka - moim zdaniem lepsza od "Death In Silent". Kolejnym singlem był "La Petite Mort (Come Die With Me)" opowiadający o przyjemnej, metaforycznej "małej śmierci" - również z osobną okładką oraz z klipem (do oglądnięcia poniżej). Poza tym na większą uwagę zasługuje także "Loneliness", "Spread Your Wings", "I Wish I Was Dead", "Not At The End" i "Graveyard" z beznadziejnym teledyskiem. Reszta, podobnie jak cała płyta, także bardzo konkretna.

We wstępie wspomniałem, że zdanie na jej temat zmieniłem wraz z upływem czasu  - po początkowym zachwycie wszystkim co z nią związane i kilkukrotnym odsłuchu z wypiekami (chleb, ciasto, skojarz follow-up) na twarzy, odstawiłem ją na "półkę". Powróciwszy jakiś czas później stwierdziłem, że klimat mimo wszystko zbyt ciężki i przygnębiający. Nie zmienia to jednak faktu, że debiut to wyśmienity i wprost idealny do jesiennego kopania liści i biegania po kałużach w rytmie deszczu. Słowem podsumowania - klimatyczny i muzyczny r*zpierdol z dobrymi raperami a sam Kno potwierdza, że południe to nie tylko grille na zębach, d*iwki i Dom Perignon na ich c*ckach, powpowpow.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz