sobota, 28 sierpnia 2010

Jeśli jesteś skejtem słuchaj tylko tego #1: Proud of being Beskidian

Tym postem zaczynam serię roboczo nazwaną "Jeśli jesteś skejtem słuchaj tylko tego". Wymyśliłem to tak: w jednym poście będę umieszczał 2-5 utworów, które w jakiś sposób są ze sobą związane - nie wykluczam jednak związków z d*py.


I tak dziś tematem przewodnim JJSSTT będą Beskidy a raczej muzyka i muzycy pochodzący z tej pięknej krainy, oh ah, i ich nowe projekty. Zapraszam więc.


1.




Ssij Sisse za darmo!

Co łączy tak odległe kraje jak Polska, Gruzja i Senegal? Jeden powie, że Henryk Kasperczak, drugi, że jest to na pewno stan dróg, trzeci zaś krzyknie j*bać Legię i wszyscy będą mieli rację. Muzycy z Psio Crew postarali się stworzyć jeszcze jeden "most" i zaprosili do współpracy muzyków z wymienionych wyżej państw - gruziński zespół Chveneburebi oraz Senegalczyka Mamadou Dioufa, znanego ze współpracy z m.in. Voo Voo i Anną Marią Jopek. Owocem ich pracy jest utwór "Sissa". Na początku łagodny, z gitarowym wejściem i śpiewem Dioufa i Gruzinów, przemienia się po kilkudziesięciu sekundach w coś, do czego przyzwyczaił nas Psio Crew - skrzypce, perkusja i góralskie pieśni z drum'n'bassowym zacięciem. Utwór podobno zrobił furorę na festiwalu "Globaltica" w Gdyni, gdzie miał premierę, idealnie wpasowując się w imprezę wielu kultur. Warto wspomnieć, że zespół z Bielska kolejne już serca fanów podbił na Openerze w Gdyni, dając świetny koncert.

PS. Myślę, że ta kapela zagości jeszcze na łamach romantycznegorapu w większym materiale więc się nie rozpisuję o nich ale gratis dodaję dla zajawki "Hajduka"! Hej siup hopa góralszczyzna daje kopa!


2.




Jakby z rozpędu po Psio Crew, wspomnieć chciałbym o byłym jej członku, liderze i przede wszystkim założycielu kapeli, Gooralu. W 2008 roku, rok po wydaniu jedynej jak na razie płyty Psio Crew "Szumi Jawor Soundsystem", Gooral odszedł z zespołu i zajął się solową karierą. Od tego czasu zagrał mnóstwo koncertów, także poza granicami Polski, uczestniczył w wielu festiwalach i jest organizatorem imprez pod tytułem "Wake Up BB" - odbywających się co jakiś czas w jednym z klubów w Bielsku-Białej. Trudno jednoznacznie zaszufladkować tego artystę - on sam jednak swój styl określa jako 'ethno electro". Ma stylówkę, podobnie jak Psio Crew, nie do podrobienia a to się ceni.

PS. Gwoli ścisłości - piosenka nie jest wcale nowa ale warta pokazania i w temacie "beskidzkim". Utwór chyba każdemu znany, słynne góralskie "Zbójnickie" teraz jako przearanżowane gooralskie "Zboojnickie", z nowymi zwrotkami.


3.




Po 4 latach przerwy i małej aktywności na rynku muzycznym wraca Monika Brodka. Sympatyczna góralka z Twardorzeczki jak na razie publiczności zaprezentowała tylko utwór "W pięciu smakach", zwiastujący mający się ukazać 20 września album "Granda". Pop nie leży raczej w granicach moich zainteresowań muzycznych więc po kilku przesłuchaniach singla odważę się jedynie na skromne "jest dobrze". Tekst o d*pie marynie ale ciekawy podkład i jakby orientalny śpiew sprawiają bardzo dobre wrażenie a to generuje nadzieję, że na zbliżonym poziomie będzie reszta krążka i Monika wprowadzi nowa jakość do polskiego światka muzyki komercyjnej, pełnego wynalazków pokroju Iwony Węgrowskiej. Bo ten nasz mały, lokalny jest (chociaż niektórzy dają nadzieję, że się coś zmieni) jak Pani Iwona - odpycha samym wyglądem.

piątek, 27 sierpnia 2010

Liga Mistrzów w Lidze Europy dla Lecha Poznań

To, co wydawało się jeszcze nie tak dawno nieprawdopodobne, stało się faktem - Lech Poznań wyeliminował Dnipro Dniepropietrowsk w ostatniej rundzie eliminacji i zagra w fazie grupowej Ligi Europy.

Po dwukrotnej przegranej ze Spartą Praga mało kto wierzył w przejście Ukraińców z Dniepropietrowska. Na negatywne myślenie składało się kilka czynników - najbardziej znaczącym był styl gry i forma (a raczej jej zauważalny brak) Lechitów z początku sezonu (dwumecz ze Spartą i Interem Baku oraz falstart w lidze) i zupełna odwrotność tego u piłkarzy ze Wschodu, którzy lali swych rywali w lidze ukraińskiej aż miło i mogli pochwalić się serią 5 spotkań bez porażki na starcie rozgrywek. Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem różdżki np. Harrego Pottera na krótko przed pierwszym spotkaniem na Ukrainie. Najpierw porażka z Metalistem Charków w lidze, później wymęczone zwycięstwo Poznaniaków najmniejszym rozmiarem. Do rewanżu został tydzień, w ciągu którego Dnipro znowu przegrało (ze słynnym Dynamem Kijów) a Lech zamknął usta malkontentom rozbijając Cracovię w lidze 5-0. W końcu nadszedł sądny dla polskiej piłki klubowej sezonu 2010/2011 dzień drugiego spotkania. Lechitom po nieciekawym meczu, w którym przewagę mieli goście, udało się nie stracić żadnej bramki. Od początku zdawało się, że Lecha interesuje obrona korzystnego rezultatu i nie ma zbytniej ochoty na szturmowanie bramki przeciwnika. Dużo walki na czymś szumnie zwanym boiskiem pozwoliło ziścić plan minimum Kolejorza w tym sezonie - awans do fazy grupowej Ligi Europy.

Dzisiejszy dzień nie był już tak łaskawy - Lech trafił do bardzo silnej grupy, ze słynnym Juventusem Turyn, naszpikowanym gwiazdami i nowobogackim Manchesterem City (SEBEK PAMIĘTAMY!) oraz mistrzem Austrii - Red Bullem Salzburg. Skład grupy taki, że na pierwszy rzut oka może się wydawać, że utworzona została w ramach Champions League a nie na nieco mniej prestiżowe rozgrywki dawnego Pucharu UEFA. Nie należy się okłamywać - Lech jest, przynajmniej na papierze, zespołem najgorszym a jedynym klubem będącym w jego zasięgu wydaje się być Salzburg. Wariant optymistyczny to chociażby jedno zwycięstwo z Salzburgiem (ew. 2 remisy) i urwanie punktów Juve lub City. Wersja realistyczna to remis z Salzburgiem i nie dostanie łomotu z pozostałymi drużynami. Chciałbym się mylić oczywiście ale wszystko zweryfikuje boisko, na które Lech będzie wybiegał jako silniejszy zespół niż w dotychczas spotkaniach sezonu. Dołączy całkiem dobrze spisujący się w lidze napastnik Rudnevs (może zastąpić kompletnie bezproduktywnego Tschibambę), Peszko, Injac a być może także ostoja defensywy Bartosz Bosacki. Kolejorza wspierać będzie na pewno dużo więcej fanów niż w meczach z Dnipro czy Spartą, w końcu zostanie wymieniona będąca w skandalicznym stanie murawa na Bułgarskiej. Lech zyska na występach w Lidze Europejskiej na pewno sporo pieniędzy (podobno ok. 10 mln złotych już na stracie za 6 meczów od UEFA + wpływy z biletów i transmisji) ale także odpowiedź na pytanie na co stać na dzień dzisiejszy drużynę Jacka Zielińskiego? Ile dzieli ją od zespołów pokroju Juventusu, jak Peszko, Arboleda i spółka wypadną na tle gwiazd - Teveza, Del Piero czy Robinho? I w końcu pytanie najważniejsze - czy w ogóle jest to team gotowy walczyć jak równy z równym z potentatami bo w końcu takich miał spotkać w tej wymarzonej Lidze Mistrzów.

Czeka nas zatem 6 niezwykle emocjonujących batalii z ciekawymi drużynami. Wyjście z grupy to raczej marzenie ściętej głowy ale kto wie? W każdym razie - jak już spadać to z wysokiego konia!

PS Jak już jestem przy piłce nożnej, to tematem numer jeden w mediach aż do spotkania Lecha z Dnipro były burdy na meczu Pucharu Polski między Zawiszą Bydgoszcz i Widzewem Łódź. Mecz przerywano, kilka osób trafiło do szpitala a były nawet pomysły rozwiązania klubu ze stolicy województwa kujawsko-pomorskiego, zamieszanie takie, że nie wiadomo nawet kto wygrał. Nie o tym jednak chciałem ale o kapitalnym zdjęciu z tegoż meczu widocznym poniżej. Brawa dla fotografa!

Nie wróżę powodzenia Bydgoszczy ale ciekawy pomysł na p*omocję, pff.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Hasta La Wisla Baby!


Do czego to doszło, żeby Azerowie pokazywali nam miejsce w szeregu?
Polska piłka sięgnęła dna. Tak w skrócie można opisać wszystkie informacje, jakie pojawiły się w mediach po odpadnięciu wszystkich polskich zespołów z europejskich pucharów sezonu 2010/2011 - wliczając w to zespół Lecha Poznań, który po odpadnięciu z rozgrywek Ligi Mistrzów na pocieszenie gra o Ligę Europejską. I nie zmieni tego nawet zwycięstwo Kolejorza w Dniepropietrowsku, w pierwszym spotkaniu kwalifikacji. Powinniśmy się przyzwyczaić do takich sytuacji patrząc na wyczyny Naszych wstecz, jednak nie do zaakceptowania jest sytuacja w jakiej odpadamy.  Wstydliwe porażki czy wyrównana walka ze słabeuszami nie powinny mieć miejsca. Kluby przedstawiam we własnej, subiektywnej kolejności, wg poziomu zaprezentowanego przez drużynę a oczekiwań i szans.

W tym sezonie za silny na Wisłę Kraków okazał się Qarabağ Ağdam, z Azerbejdżanu. Kraj egzotyczny, liga jeszcze bardziej więc o rywalach Białej Gwiazdy informacji jak na lekarstwo. Wiadomo było, że na mecie poprzedniego sezonu uplasowali się na miejscu 3 i wyeliminowali sławny Rosenborg Trondheim w eliminacjach Ligi Europy. Teoretycznie więc rywal słabszy chociaż casus Rosenborga dawał do myślenia. Porażki 0-1 na Suchych Stawach i 2-3 w Baku spowodowały, że Qarabağ dołączył do wstydliwej listy katów Wisły - Valerengi Oslo, Dinamo Tbilisi, Vetry Wilno. Lista doprawdy imponująca. Za porażkę głową zapłacił trener Kasperczak.
Po świetnym sezonie 2009/2010 do ociekających tysiącami euro bram piłkarskiej Europy zawitał po długiej przerwie najbardziej utytułowany klub polskiej ekstraklasy Ruch Chorzów. W przeciwieństwie do Wisły i Lecha, mało kto oczekiwał od Chorzowian wspinania się w górę pucharowej drabinki. Nie okłamujmy się - Ruch zdobył tak wysoką lokatę w tabeli przy wydatnej pomocy nieudolnej Legii Warszawa a nie dlatego, że jest aż tak klasowym zespołem. Schody jednak zaczęły się stanowczo za szybko dla zespołu Fornalika - dwa remisy (1-1 i 0-0) z Valetta FC i awans zapewniony przez bramkę Wojciecha Grzyba na Malcie z karnego. Na następną rundę Ruch wylosował zdecydowanie lepszego rywala, Austrię Wiedeń. Wiedeńczycy nie mieli najmniejszych problemów z pokonaniem jedenastki ze Śląska, zapewniając sobie awans juz po pierwszym meczu w Polsce, który wygrali 3-1. W stolicy Austrii kolejne trzy gole, jednak tym razem nie udało się odpowiedzieć nawet jednym. W obu meczach Ruch był jedynie tłem dla (wcale nie takiego dobrego) zespołu Austrii.


Aktualny Mistrz Polski, Lech z Poznania, miał całkiem dobrą passę w europejskich pucharach. Począwszy od sezonu 2008/2009 dobrze (jak na polskie warunki) prezentował się, wygrywając z m.in. Austrią Wiedeń, Feyenoordem Rotterdam, Brugge czy demolując Grasshoppers Zurich. Lechici toczyli zacięte boje z Deportivo La Coruna, CSKA Moska i Udinese Calcio. Apetyty były więc wysokie, wydawało się, że w końcu możemy mieć drużynę w Lidze Mistrzów. Nieciekawie zaczęło się robić gdy mający być spacerkiem dwumecz z Interem Baku stał się niczym innym jak wycieczką w góry w szpilkach. Oba zespoły wygrywały na wyjazdach 1-0 i o tym kto przechodzi dalej miały zadecydować rzuty karne. Tam lepiej zaprezentowali się na szczęście Poznaniacy a strzelali bez mała wszyscy bo rywalizację rozstrzygnął dopiero bramkarz Krzysztof Kotorowski, uprzednio broniąc dwa karne Azerów. W III rundzie kwalifikacji czekała już Sparta Praga. Dość przypadkowa bramka w pierwszym starciu w Pradze i 3 punkty zostały na Letnej. Identyczny wynik przy Bułgarskiej oznaczał odłożenie marzeń o Champions League na rok następny a sam Lech zaprezentował się nijako we wszystkich czterech spotkaniach, strzelając tylko jedną bramkę. Jedyna nadzieja, że Lechici nie roztwonią przewagi z Ukrainy i wyeliminują Dnipro w eliminacjach Ligi Europy.

Jedynie Jagiellonia Białystok, debiutant na europejskim podwórku, zaprezentowała się porządnie. W przeciwieństwie do Ruchu i Wisły, Jaga zaczynała przygodę od III rundy eliminacji i to od razu solidnego przeciwnika, Arisu Saloniki. Z Jagą sytuacja była podobna do tej Ruchu - oczekiwania nie były duże, wypadałoby się tylko nie skompromitować. Białostocczanom ta "sztuka" się udało i po wyrównanej walce odpadli po porażce na Podlasiu 1-2 i remisie w Grecji 2-2. Kto wie jak potoczyłyby się losy pierwszego spotkania gdyby nie niefrasobliwe pierwsze dziesięć minut, w trakcie których Aris zdobył dwie bramki. Jaga walczyła jak mogła i przy odrobinie szczęścia przeszłaby Greków.

Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Dlaczego odpadamy lub męczymy się z drużynami, które wydawać by się mogło przyjeżdżają do Polski z piłkarskiego trzeciego świata? Dlaczego o Ligę Mistrzów walczy zespół z Mołdawii, Słowacji (która zresztą miała tam swoją Artmedię parę lat temu), w kwalifikacjach do Ligi Europy ciągle są drużyny z Kazachstanu, Walii, Białorusi, Słowenii? Dlaczego czekamy już kilkanaście lat na drużynę, która zagra z najlepszej lidze świata i w czym jesteśmy gorsi od Białorusi, Cypru, Słowacji, Węgrów i wystawiających coraz to nowe drużyny Rumunów? Pytanie kluczowe - czy to świat aż tak poszedł do przodu? Co roku trenerzy tłumaczą się klasycznym już "sezon w Polsce jeszcze nie ruszył to i piłkarze nie w formie". Problem w tym, że powinni być w formie. Powinni gryźć trawę i walczyć o każdą piłkę bo za te pieniądze co otrzymują jest to ich obowiązek. Trudno wyobrazić sobie sytuacje, że inżynier z wąsem stawia krzywy dom tylko dlatego, że wczoraj wrócił z wypoczynku w Juracie. Talentów w Polsce tez nie brakuje, widać to na każdym podwórku, każdych zawodach młodzieżowych. W kwestii boisk dużo się ostatnio poprawiło, powstają Orliki i śmiem twierdzić, że w Kazachstanie i na Białorusi dzieciaki mają gorzej, podobnie z trenerami. Niestety, odpowiedzi na te pytania nie należą do łatwych i sytuacja wydaje się być bardziej złożona. Dopiero połączenie solidnej pracy u podstaw prowadzonej przez wykwalifikowanych ludzi, zmiany mentalności (sytuacja z Danem Petrescu i treningami w Wiśle) wszystkich, zrobienie porządku w PZPN i pewnie jeszcze kilku czynników da efekty.

Przyszedł taki czas w roku i znowu na horyzoncie pojawia się wielki balon z napisem EKSTRAKLASA. Wypełniony pięknymi stadionami, tłumem kibiców i p*łkarzykami w pomarańczowym obuwiu i żelem na włosach. Zewsząd słyszymy informację, że w lidze obraca się wielkimi pieniędzmi, że zbliżamy się do Europy, podobno w naszą stronę spoglądają Tristany, Kluiverty i Mido. Trzeba uderzyć się w pierś i skończyć z mydleniem oczu bo jesteśmy piłkarsko biedni jak stąd do tamtąd i żadne pieniądze z C+ ani stadiony tego na razie nie zmienią, jedynie zaciemniają żałosny obraz naszej piłki. Kiedyś nie było pięknej otoczki wokół niej ale były sukcesy. A wspomniany wyżej balon za rok znowu p*erdolnie gdzieś na Zakaukaziu i zaczniemy sobie zadawać to samo pytanie jak co roku - dlaczego, k*urwa, DLACZEGO?



czwartek, 19 sierpnia 2010

Onra - Long Distance [2010] + Stuck In The Eighties

Dziś będzie muzycznie i narciarsko ale pod wspólnym mianownikiem - w klimacie lat 80-tych. Disco, syntezatory, kolorowe ciuchy i dywany na karku!



„Long Distance” to znakomita mieszanka dźwięków syntezatorów rodem z lat 80-tych, funku, soulu i alternatywnego hip-hopu. Wszystkie te elementy wymieszał z doskonałymi proporcjami i zaserwował słuchaczom Arnaud Bernard, szerszej (chociaż i tak wąskiej) publiczności znany jako Onra.

Francuz (chociaż oczy trochę zdradzają jego wietnamskie korzenie) z Paryża na płytę zaprosił m.in. T3 z legendarnego składu Slum Village czy Olivera Daysoula. Ten ostatni użyczył swojego głosu do tytułowej piosenki, bujającej niczym Prince z najlepszego okresu. Podobne świetne brzmienie ma kawałek "High Hopes" z gościnnym udziałem Reggie B. - mój ulubiony utwór na „Long Distance”. Hip-hop znajdziemy w piosence z T3 "The One", chociaż ciągle jest to hip-hop w wydaniu „slamwilydżowym” czyli z ogromnymi wpływami soulu lub funku. Potencjał dyskotekowy mają "Mechanical"'Wonderland" a smak lat 80-tych zaznamy przesłuchując "To the Beat" z Walterem Mecca. Odnoszę wrażenie, że „Long Distance” jest płytą znakomitą na wiele okazji, że mogłaby spokojnie lecieć na imprezie tak samo jak w aucie w czasie powrotu z baciarki (P*ŁEŚ? NIE JEDŹ, PAMIĘTAJ!).
Można zarzucić Onrze, że brzmi prawie jak J Dilla, jak Madlib, że brak mu wyraźnego, własnego stylu jednak mimo wszystko nie można zaprzeczyć, że płyta nie ma TEGO CZEGOŚ co pozwala ją przesłuchać bez zbędnego skippowania utworów a fakt, że brzmi podobnie do wielkich producenckiego świata uznajmy za plus dla Bernarda. Dodam jeszcze, że okładka wygląda nad wyraz godnie dla tego krążka.
Poniżej LP w półtorej minutowym zwiastunie i dodatkowo "High Hopes".





***

Nie będę się długo rozwodził nad "Stuck In The Eighties". Świetne ujęcia, dobre tricki i równie znakomite miejscówki (Norwegia, Szwecja, US and A) a wszystko przy soundtracku z tytułowych lat 80-tych XX wieku. Widać po chłopakach zajawę i to, że są po prostu grupą kumpli o podobnych zainteresowaniach i dobrze się przy tym bawią. Bo przecież o to chodzi, nie?


STUCK IN THE EIGHTIES - by happyproductions from Happypro on Vimeo.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Money for nothing and chicks for free

Szlachetny zamysł krzyża i pani z rybcoka.
Ogólnie mój stosunek do polityki jest a*alny ale dziś postanowiłem napisać coś w tym temacie. Chociaż jej wpływ na życie moje (i twoje też, Czytelniku) jest niepodważalne, tak dwie sprawy z dzisiejszej notatki wydają się nie uczynić dużej zmiany w życiu moim (i twoim) - jednak poświęcę im trochę miejsca na blogasku bo media są przepełnione tymi wydarzeniami.

Obie sprawy są pokłosiem tragedii z 10 kwietnia br., kiedy rządowy samolot rozbił się w lesie pod Smoleńskiem. Zginęło wtedy 96 osób, w tym najważniejsza postać w Polsce - Prezydent Lech Kaczyński. Sytuacja wymusiła przyspieszone wybory prezydenckie, które wygrał w II turze kandydat Platformy Obywatelskiej Bronisław Komorowski, zwany przez złośliwców Gajowym. Gajowy rywalizował z bratem Lecha Kaczyńskiego Jarosławem (Prawo i Sprawiedliwość), który z kolei u dowcipnisiów zyskał miano Kociarza. Pozwolę sobie pominąć całą kampanię bo nie widzę sensu opisywać tego festiwalu hipokryzji i wpadek, tak samo jak i tych tzw. programów wyborczych, rodem z np. d*py. Niestety, żaden z kandydujących nie zaszalał i nie szarpnął się na obietnice jak u Dire Straits ale przynajmniej będziemy bezpiecznie żyć i blabla (ale za to zapowiedź większych zniżek dla studentów traktuję jako mus, pozwoli mi to zaoszczędzić na gazetę do pociągu, WOW). Teraz, po miesiącu od ogłoszenia wyników głosowania, nastąpiło zaprzysiężenie nowego Wodza RP a u drugiego kandydata powrót do agresywnej retoryki sprzed kampanii. Niesmaczne. Prezes PiS zdaje się nie dbać o tę rzeszę ludzi, która na niego oddała głos w wyborach bo uwierzyła w zdecydowanie milszy i bardziej pokojowy niż zwykle wizerunek Kaczyńskiego. Niesmaczne po dwakroć i może w przyszłości zadziałać destrukcyjnie dla partii.

Drugą dzisiejszą kwestią jest problem krzyża, postawionego przez harcerzy przed Pałacem Prezydenckim krótko po tragedii smoleńskiej. Znak od dawna wyzwalał wiele kontrowersji, jednak ostatnio nadeszła chwila przeniesienia go w bardziej odpowiednie miejsca dla krzyża, tj. do kościoła. Mimo, że wszystko było ustalone, do przeniesienia nie doszło. Doszło natomiast do przepychanek - obrońcy krzyża starli się w walce z mundurowymi. Z jednej strony poleciały wyzwiska, monety i butelki, na co druga odpowiedziała gazem łzawiącym. Myślę, że takie (ale także inne, np. armatki wodne) sposoby radzenia sobie z agresorami znane ze stadionów byłyby jak najbardziej na miejscu w tym momencie - możliwe, że wtedy uniknęlibyśmy tej siary jaką zgotowano Polsce, takim a nie innym zachowaniem tej grupki fanatyków (krzyża, pamięci, Lecha, Jarosława?). Co nie udało się wcześniej po dobroci księżom i harcerzom, być może uda się dziś - do akcji na facebooku zatytułowanej "Akcja krzyż" zapisało się tysiące ludzi i to oni są gotowi na przeniesienie symbolu w inne miejsce. Przykre, że tak ważny symbol został praktycznie odarty ze swego sacrum i wykorzystywany jest do celów, które z wiarą mają niewiele wspólnego a wokół niego coraz częściej gromadzą się zwykli chuligani i awanturnicy. Jak zawsze w takich momentach nie zawiedli internauci - youtube jest pełny filmów sprzed Pałacu Prezydenckiego, powstają liczne żarty i d*motywatory na ten temat a nawet pseudo śmieszne dyskotekowe przeboje zmixowane z wypowiedzi obrońców. Zobaczymy jak będzie dalej z tym krzyżem, jednak obecnie wydaje się być bardziej sławny od D*dy i gdyby nie był takim drewnem, to w ciemno miałby zaproszenie do TzG, HOHO, NIESMACZNE.

Warto wspomnieć jeszcze, że przez te zawirowania, oskarżenia etc. podwyżka podatku VAT przeszła prawie bez echa. Waldemar Pawlak uspokaja, Donald Tusk przeprasza a spece z Prawa i Sprawiedliwości szacują, że każdy Polak wyda przez to ponad 100 zł rocznie więcej. I gazety do pociągu pójdą się j*bać, CO ZA.