poniedziałek, 30 maja 2011

Gooral - Ethno Elektro [2011]

Nie często muzyczny folklor wypływa na zgubne wody mainstreamu, a jeśli już to robi to najczęściej z co najwyżej średnim rezultatem. Jeszcze rzadziej z ludowych dźwięków czerpią młodzi artyści. Gooral jest jakby zaprzeczeniem obu tez - zarówno młody, jak i "ludowy" w muzyce. Co daje to połączenie? Ethno Elektro.

Praca z etniczną muzyką nie jest prosta. Łatwo tu o śmieszność i tandetę, a i trafić do ludzi jakby trudniej, bo ciągle wielu kieruje się zdaniem "nie lubię chamstwa i góralskiej muzyki". Niby byli Golec Orkiestra, Zakopower, ale po kilku latach hypu jakby o nich ucichło i zagubili się gdzieś między występami w świątecznych odcinkach "Szansy na sukces", a dniami Nysy. Ich muzyka była banalna, prosta, na wskroś komercyjna. Mateusz Górny nie poszedł tą drogą - postanowił stworzyć coś, czego jeszcze w Polsce nie było, co sprawi że pieśni spod hal zagoszczą na zabawach w całym kraju. Połączył góralskie pieśni z elektroniką, drum'n'bassem, dubstepem, triphopem i to miał być przepis na sukces.

Udało się połowicznie, bo singiel "Karczmareczka" (klip na dole) faktycznie nie jedną imprezę rozkręcił i nie jednym parkietem jeszcze zdąży zatrząść. Tylko, że później jakby ognia zabrakło i płyty ciężko słucha się bez skippowania niektórych kawałków. Oprócz "Karczmareczki" (mocny kandydat na piosenkę roku), można wyróżnić jeszcze"Zboojnicki" w nowej wersji oraz dwa utwory, które zaśpiewał sam Gooral (chociaż mówi, że niezbyt lubi) - 8-bitowy "Plan" i "Ja siedzę robię muzę". Poza tym całkiem przyjemnie słucha się "Who is your God?" z wokalistką Wiosną oraz "Dopad". Kawałek "Pyirso godzina" z chęcią usłyszałbym w wersji instrumentalnej, bo wokalista Staszek Karpiel-Bułecka momentami mocno zawodzi. Poprawnie wyszedł "W moim ogródecku" zarówno od strony muzycznej (przyjemny melanż dubstepowo-d'n'bassowy), jak i wokalnej. Miło zaczyna się płyta  kawałkiem"Nadzieje sieje", który w nieco innej wersji także zamyka cały krążek, ale Gooral mógłby pozostać przy spokojnej konwencji początku. Fajne, mocne i energiczne kawałki poprzeplatane są nostalgicznymi i przyjemnymi dla ucha. Zdecydowanie nie jest to nudna i jednostajna płyta. Zaryzykuję tez stwierdzenie, że dość uniwersalna, bo sprawdzi się tak samo na imprezie, jak jadąc samochodem, czy siedząc spokojnie na trawie w parku. Warunek jest jeden - musimy przedrzeć się przez stereotypowy wizerunek góralskiej muzyki i pokochać skrzypce.

Niestety, brakuje tu zdecydowanie kontynuacji stylówki "Karczmareczki", czyli większej ilości mocnych, imprezowych bangierów. Myślę, że dużą szansę na sukces miałaby wersja instrumentalna, bądź też z lepszym od Staszka wokalistą, bo na dłuższą metę nieco trudniej się go słucha. Płytę oceniłbym jednak na szkolną 4, za świeżość, pomysł, sympatyczność całej grupy, te kilka przyjemnych kawałków, poza tym wiem, że to nie wszystko na co stać Mateusza i resztę. Miałem duże wymagania, które średnio wyszły po zderzeniu z rzeczywistością. Warto na koniec wspomnieć, że "Ethno Elektro" zdecydowanie lepiej wypada w wersji live (niestety już bez Staszka), więc zachęcam każdego kto ma okazję, np. na Openerze lub 1 lipca w Warszawie, żeby wybrał się na Goorala. Jeśli spodobał ci się krążek, to musisz wiedzieć, że jeszcze bardziej spodoba ci się koncert!

PS. Polecam jeszcze wywiad z Gooralem tu.



1 komentarz:

  1. Coraz częściej czerpie się z kultury ludowej - i to nie tylko w muzyce. Mnóstwo przykładów jest w modzie i reklamach:) Ale tak już jest, że po jakimś czasie stare znów staje się fajne i modne ;)

    OdpowiedzUsuń