poniedziałek, 23 maja 2011

Piastonalia 2011

To już jest koniec nie ma już nic, to już jest koniec możemy iść - śpiewały kiedyś Elektryczne Gitary (albo Liroy, bo hip-hop blog). Pewnie nie jedna osoba zaintonowała tę pieśń w nocy z soboty na niedzielę, bo właśnie wtedy dobiegły końca Piastonalia 2011.

Czy "nie ma już nic" można się kłócić - zostały na pewno (nie)przyjemne wspomnienia, pojemniki po alkoholu porozrzucane po wszystkich kampusach i w autobusie linii "P", a być może na bardziej radosne efekty Juwenaliów poczekamy 9 miesięcy. Zapomniałbym o najważniejszym - na wieczność pozostały w sieci wpisy b*łwanów o ilości wypitych płynów, EPICKICH bombach i genialnej zabawie przerywanej jedynie degustacją zupek chińskich, nienawidzę, jak ci poszło ostatnie kolokwium?

Line-up podobno był jednym z najlepszych w Polsce i trudno byłoby się z tym nie zgodzić. Z każdego interesującego studentów gatunku mieliśmy kogoś z pierwszej ligi, ale nie zapomnę organizatorom potraktowanie po macoszemu fanów hip-hopu i zaserwowanie im jedynie Lilu, która nijak ma się do obecnej sytuacji na scenie. Ale nic to, jestem w stanie zrozumieć czym kierowały się samorządy w tej kwestii (i nie jest to chyba kasa) i sam nawet przed ogłoszeniem składu na Juwenalia nie liczyłem na nic godnego uwagi.

Jeśli chodzi o koncerty to na pierwszym miejscu oczywiście Brodka, która o ile zjada "Grandą" całą polską scenę to wykonanie live sprawia, że góralka przeżuwa ją i wypluwa z niesmakiem na ziemię, przydeptując i opluwając na koniec. Niesamowita energia, zabawa Moniki, stare przeboje (te ckliwe ballady o miłości, ble, chociaż lubię!) w nowych wersjach, plus materiał z "Grandy" i całość doprawiona jeszcze dwoma coverami - "King of My Castle" i "Twist in My Sobriety". Jest to w mojej opinii jedyna artystka z mainstreamu, która miałaby szansę na zaistnienie za granicą i się tam nie s*urwić - ma charakter i urodę (w końcu z gór, najlepsze baby, ale TRUDNE), talent, charyzmę i gust muzyczny.

Poza Moniką w sumie mało co mnie interesowało, raczej w opcji zobaczyć i posłuchać na trawie, ale fajnie grała Marika, happysad, Strachy i Waglewscy młodzi robili r*zpierdol mocny (starego nie widziałem). In plus jeszcze "Dzień Klubowy", ale za dużo elementu aspołecznego było. Średnio wyszedł hymn, brzmiało to moim zdaniem groteskowo, że szlachta się bawi i fajnie, szkoda że robiąc syf i siejąc zgorszenie. Podobnie podział na dni ze względu na płeć, trochę sztuczny i lepszy byłby podział tematyczny.

Podsumowując trudno mieć pretensje do organizatorów, bo wyszło to ogólnie fajnie, dobre zespoły były, a to jest najważniejsze razem ze sprzyjającą pogodą. Nawet pomysł z darmowymi autobusami wypalił, abstrahując od napinającej się tam Polibudy z pijanymi troglodytami i babami jak uocirek. Największą wadą takich imprez paradoksalnie są właśnie studenci, ale co zrobisz?

PS. Na dole krótki film zmontowany z koncertu Brodki działu video bloga romantycznyrap. Odsyłam też do filmów dziennikarze.eu i klaszczę w dłonie, bo kawał dobrej roboty chłopaki odwalili z każdego dnia zabawy i w pojedynku na relacje pokonali zdecydowanie nijaką uniwersytecką telewizję, brawo!

2 komentarze:

  1. Dziennikarze eu to także uniwersyteccy dziennikarze :) a podział na gatunki 1) już nudny 2)nie chce się iść tym co słuchają innych gatunków muzyki. Mało, a nawet brak HH - no tak, jednak nie wszystkim można dogodzić, ale pewnie za rok nowe konwencje pozwolą znowu tak wymieszać style i pewnie hh się znajdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie to nawet miejscówa okazała się fajna, dużo miejsca jak na taki tłumek. Powroty autobusami to był niezły hardcore, ale jakoś dało radę:) Koncerty jak dla mnie super, pomijając właśnie LILU, bo to była kiszka... Szkoda, że nie napisałeś o Żakinadzie, która była po prostu wspaniała! :)

    OdpowiedzUsuń