|
Do czego to doszło, żeby Azerowie pokazywali nam miejsce w szeregu? |
Polska piłka sięgnęła dna. Tak w skrócie można opisać wszystkie informacje, jakie pojawiły się w mediach po odpadnięciu wszystkich polskich zespołów z europejskich pucharów sezonu 2010/2011 - wliczając w to zespół Lecha Poznań, który po odpadnięciu z rozgrywek Ligi Mistrzów na pocieszenie gra o Ligę Europejską. I nie zmieni tego nawet zwycięstwo Kolejorza w Dniepropietrowsku, w pierwszym spotkaniu kwalifikacji. Powinniśmy się przyzwyczaić do takich sytuacji patrząc na wyczyny Naszych wstecz, jednak nie do zaakceptowania jest sytuacja w jakiej odpadamy. Wstydliwe porażki czy wyrównana walka ze słabeuszami nie powinny mieć miejsca. Kluby przedstawiam we własnej, subiektywnej kolejności, wg poziomu zaprezentowanego przez drużynę a oczekiwań i szans.
W tym sezonie za silny na Wisłę Kraków okazał się Qarabağ Ağdam, z Azerbejdżanu. Kraj egzotyczny, liga jeszcze bardziej więc o rywalach Białej Gwiazdy informacji jak na lekarstwo. Wiadomo było, że na mecie poprzedniego sezonu uplasowali się na miejscu 3 i wyeliminowali sławny Rosenborg Trondheim w eliminacjach Ligi Europy. Teoretycznie więc rywal słabszy chociaż casus Rosenborga dawał do myślenia. Porażki 0-1 na Suchych Stawach i 2-3 w Baku spowodowały, że Qarabağ dołączył do wstydliwej listy katów Wisły - Valerengi Oslo, Dinamo Tbilisi, Vetry Wilno. Lista doprawdy imponująca. Za porażkę głową zapłacił trener Kasperczak.
Po świetnym sezonie 2009/2010 do ociekających tysiącami euro bram piłkarskiej Europy zawitał po długiej przerwie najbardziej utytułowany klub polskiej ekstraklasy Ruch Chorzów. W przeciwieństwie do Wisły i Lecha, mało kto oczekiwał od Chorzowian wspinania się w górę pucharowej drabinki. Nie okłamujmy się - Ruch zdobył tak wysoką lokatę w tabeli przy wydatnej pomocy nieudolnej Legii Warszawa a nie dlatego, że jest aż tak klasowym zespołem. Schody jednak zaczęły się stanowczo za szybko dla zespołu Fornalika - dwa remisy (1-1 i 0-0) z Valetta FC i awans zapewniony przez bramkę Wojciecha Grzyba na Malcie z karnego. Na następną rundę Ruch wylosował zdecydowanie lepszego rywala, Austrię Wiedeń. Wiedeńczycy nie mieli najmniejszych problemów z pokonaniem jedenastki ze Śląska, zapewniając sobie awans juz po pierwszym meczu w Polsce, który wygrali 3-1. W stolicy Austrii kolejne trzy gole, jednak tym razem nie udało się odpowiedzieć nawet jednym. W obu meczach Ruch był jedynie tłem dla (wcale nie takiego dobrego) zespołu Austrii.
Aktualny Mistrz Polski, Lech z Poznania, miał całkiem dobrą passę w europejskich pucharach. Począwszy od sezonu 2008/2009 dobrze (jak na polskie warunki) prezentował się, wygrywając z m.in. Austrią Wiedeń, Feyenoordem Rotterdam, Brugge czy demolując Grasshoppers Zurich. Lechici toczyli zacięte boje z Deportivo La Coruna, CSKA Moska i Udinese Calcio. Apetyty były więc wysokie, wydawało się, że w końcu możemy mieć drużynę w Lidze Mistrzów. Nieciekawie zaczęło się robić gdy mający być spacerkiem dwumecz z Interem Baku stał się niczym innym jak wycieczką w góry w szpilkach. Oba zespoły wygrywały na wyjazdach 1-0 i o tym kto przechodzi dalej miały zadecydować rzuty karne. Tam lepiej zaprezentowali się na szczęście Poznaniacy a strzelali bez mała wszyscy bo rywalizację rozstrzygnął dopiero bramkarz Krzysztof Kotorowski, uprzednio broniąc dwa karne Azerów. W III rundzie kwalifikacji czekała już Sparta Praga. Dość przypadkowa bramka w pierwszym starciu w Pradze i 3 punkty zostały na Letnej. Identyczny wynik przy Bułgarskiej oznaczał odłożenie marzeń o Champions League na rok następny a sam Lech zaprezentował się nijako we wszystkich czterech spotkaniach, strzelając tylko jedną bramkę. Jedyna nadzieja, że Lechici nie roztwonią przewagi z Ukrainy i wyeliminują Dnipro w eliminacjach Ligi Europy.
Jedynie Jagiellonia Białystok, debiutant na europejskim podwórku, zaprezentowała się porządnie. W przeciwieństwie do Ruchu i Wisły, Jaga zaczynała przygodę od III rundy eliminacji i to od razu solidnego przeciwnika, Arisu Saloniki. Z Jagą sytuacja była podobna do tej Ruchu - oczekiwania nie były duże, wypadałoby się tylko nie skompromitować. Białostocczanom ta "sztuka" się udało i po wyrównanej walce odpadli po porażce na Podlasiu 1-2 i remisie w Grecji 2-2. Kto wie jak potoczyłyby się losy pierwszego spotkania gdyby nie niefrasobliwe pierwsze dziesięć minut, w trakcie których Aris zdobył dwie bramki. Jaga walczyła jak mogła i przy odrobinie szczęścia przeszłaby Greków.
Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Dlaczego odpadamy lub męczymy się z drużynami, które wydawać by się mogło przyjeżdżają do Polski z piłkarskiego trzeciego świata? Dlaczego o Ligę Mistrzów walczy zespół z Mołdawii, Słowacji (która zresztą miała tam swoją Artmedię parę lat temu), w kwalifikacjach do Ligi Europy ciągle są drużyny z Kazachstanu, Walii, Białorusi, Słowenii? Dlaczego czekamy już kilkanaście lat na drużynę, która zagra z najlepszej lidze świata i w czym jesteśmy gorsi od Białorusi, Cypru, Słowacji, Węgrów i wystawiających coraz to nowe drużyny Rumunów? Pytanie kluczowe - czy to świat aż tak poszedł do przodu? Co roku trenerzy tłumaczą się klasycznym już "sezon w Polsce jeszcze nie ruszył to i piłkarze nie w formie". Problem w tym, że powinni być w formie. Powinni gryźć trawę i walczyć o każdą piłkę bo za te pieniądze co otrzymują jest to ich obowiązek. Trudno wyobrazić sobie sytuacje, że inżynier z wąsem stawia krzywy dom tylko dlatego, że wczoraj wrócił z wypoczynku w Juracie. Talentów w Polsce tez nie brakuje, widać to na każdym podwórku, każdych zawodach młodzieżowych. W kwestii boisk dużo się ostatnio poprawiło, powstają Orliki i śmiem twierdzić, że w Kazachstanie i na Białorusi dzieciaki mają gorzej, podobnie z trenerami. Niestety, odpowiedzi na te pytania nie należą do łatwych i sytuacja wydaje się być bardziej złożona. Dopiero połączenie solidnej pracy u podstaw prowadzonej przez wykwalifikowanych ludzi, zmiany mentalności (sytuacja z Danem Petrescu i treningami w Wiśle) wszystkich, zrobienie porządku w PZPN i pewnie jeszcze kilku czynników da efekty.
Przyszedł taki czas w roku i znowu na horyzoncie pojawia się wielki balon z napisem EKSTRAKLASA. Wypełniony pięknymi stadionami, tłumem kibiców i p*łkarzykami w pomarańczowym obuwiu i żelem na włosach. Zewsząd słyszymy informację, że w lidze obraca się wielkimi pieniędzmi, że zbliżamy się do Europy, podobno w naszą stronę spoglądają Tristany, Kluiverty i Mido. Trzeba uderzyć się w pierś i skończyć z mydleniem oczu bo jesteśmy piłkarsko biedni jak stąd do tamtąd i żadne pieniądze z C+ ani stadiony tego na razie nie zmienią, jedynie zaciemniają żałosny obraz naszej piłki. Kiedyś nie było pięknej otoczki wokół niej ale były sukcesy. A wspomniany wyżej balon za rok znowu p*erdolnie gdzieś na Zakaukaziu i zaczniemy sobie zadawać to samo pytanie jak co roku - dlaczego, k*urwa, DLACZEGO?