Po dwukrotnej przegranej ze Spartą Praga mało kto wierzył w przejście Ukraińców z Dniepropietrowska. Na negatywne myślenie składało się kilka czynników - najbardziej znaczącym był styl gry i forma (a raczej jej zauważalny brak) Lechitów z początku sezonu (dwumecz ze Spartą i Interem Baku oraz falstart w lidze) i zupełna odwrotność tego u piłkarzy ze Wschodu, którzy lali swych rywali w lidze ukraińskiej aż miło i mogli pochwalić się serią 5 spotkań bez porażki na starcie rozgrywek. Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem różdżki np. Harrego Pottera na krótko przed pierwszym spotkaniem na Ukrainie. Najpierw porażka z Metalistem Charków w lidze, później wymęczone zwycięstwo Poznaniaków najmniejszym rozmiarem. Do rewanżu został tydzień, w ciągu którego Dnipro znowu przegrało (ze słynnym Dynamem Kijów) a Lech zamknął usta malkontentom rozbijając Cracovię w lidze 5-0. W końcu nadszedł sądny dla polskiej piłki klubowej sezonu 2010/2011 dzień drugiego spotkania. Lechitom po nieciekawym meczu, w którym przewagę mieli goście, udało się nie stracić żadnej bramki. Od początku zdawało się, że Lecha interesuje obrona korzystnego rezultatu i nie ma zbytniej ochoty na szturmowanie bramki przeciwnika. Dużo walki na czymś szumnie zwanym boiskiem pozwoliło ziścić plan minimum Kolejorza w tym sezonie - awans do fazy grupowej Ligi Europy.
Dzisiejszy dzień nie był już tak łaskawy - Lech trafił do bardzo silnej grupy, ze słynnym Juventusem Turyn, naszpikowanym gwiazdami i nowobogackim Manchesterem City (SEBEK PAMIĘTAMY!) oraz mistrzem Austrii - Red Bullem Salzburg. Skład grupy taki, że na pierwszy rzut oka może się wydawać, że utworzona została w ramach Champions League a nie na nieco mniej prestiżowe rozgrywki dawnego Pucharu UEFA. Nie należy się okłamywać - Lech jest, przynajmniej na papierze, zespołem najgorszym a jedynym klubem będącym w jego zasięgu wydaje się być Salzburg. Wariant optymistyczny to chociażby jedno zwycięstwo z Salzburgiem (ew. 2 remisy) i urwanie punktów Juve lub City. Wersja realistyczna to remis z Salzburgiem i nie dostanie łomotu z pozostałymi drużynami. Chciałbym się mylić oczywiście ale wszystko zweryfikuje boisko, na które Lech będzie wybiegał jako silniejszy zespół niż w dotychczas spotkaniach sezonu. Dołączy całkiem dobrze spisujący się w lidze napastnik Rudnevs (może zastąpić kompletnie bezproduktywnego Tschibambę), Peszko, Injac a być może także ostoja defensywy Bartosz Bosacki. Kolejorza wspierać będzie na pewno dużo więcej fanów niż w meczach z Dnipro czy Spartą, w końcu zostanie wymieniona będąca w skandalicznym stanie murawa na Bułgarskiej. Lech zyska na występach w Lidze Europejskiej na pewno sporo pieniędzy (podobno ok. 10 mln złotych już na stracie za 6 meczów od UEFA + wpływy z biletów i transmisji) ale także odpowiedź na pytanie na co stać na dzień dzisiejszy drużynę Jacka Zielińskiego? Ile dzieli ją od zespołów pokroju Juventusu, jak Peszko, Arboleda i spółka wypadną na tle gwiazd - Teveza, Del Piero czy Robinho? I w końcu pytanie najważniejsze - czy w ogóle jest to team gotowy walczyć jak równy z równym z potentatami bo w końcu takich miał spotkać w tej wymarzonej Lidze Mistrzów.
Czeka nas zatem 6 niezwykle emocjonujących batalii z ciekawymi drużynami. Wyjście z grupy to raczej marzenie ściętej głowy ale kto wie? W każdym razie - jak już spadać to z wysokiego konia!
PS Jak już jestem przy piłce nożnej, to tematem numer jeden w mediach aż do spotkania Lecha z Dnipro były burdy na meczu Pucharu Polski między Zawiszą Bydgoszcz i Widzewem Łódź. Mecz przerywano, kilka osób trafiło do szpitala a były nawet pomysły rozwiązania klubu ze stolicy województwa kujawsko-pomorskiego, zamieszanie takie, że nie wiadomo nawet kto wygrał. Nie o tym jednak chciałem ale o kapitalnym zdjęciu z tegoż meczu widocznym poniżej. Brawa dla fotografa!
Nie wróżę powodzenia Bydgoszczy ale ciekawy pomysł na p*omocję, pff. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz