Chociaż minął już tydzień od koncertu i temat nie jest już tak atrakcyjny jak wtedy, to takiego wydarzenia na blogasku ominąć nie sposób. Pierwszy koncert Hocus Pocus w Polsce, wielka sprawa i jak się później okazało niesamowite show Francuzów, dla wielu najlepszy koncert na jakim mieli przyjemność być.
Zacznę jednak swą opowieść od początku - od podróży pociągiem do Warszawy i samego miasta. Niedziela, 5.25, Dworzec Główny Opole i zaczynamy wycieczkę razem z kilkoma osobami, z których żadna nie jechała w takim samym celu jak my sądząc po wieku, ubiorze etc. Na miejsce dotarliśmy spóźnieni trochę ponad godzinę, ale przedział tylko dla siebie i słońce za oknem nieco to zrekompensowało. Stolica na osobie przyzwyczajonej do mieszkania w dużo mniejszych miastach robi wrażenie, przynajmniej na polu architektonicznym. Wielkie budynki, mnóstwo ludzi i powszechna anonimowość to rzeczy, które próżno szukać w innych miejscach. Niestety nie udało się zobaczyć wszystkiego co mieliśmy w planach, bo czasu nie starczyło na m.in. stadion Legii (sic!) i pozostał tylko widok na Stadion Narodowy z odległości Starego Miasta. Po obfitym "obiedzie" w Złotych K*tasach należało już powoli kierować się do Parku Słowińskiego, gdzie odbywał się Warsaw Challenge, czyli impreza łącząca niemal wszystkie elementy hip-hopu.
Samo WC trwało cały weekend. Pomijając główną ideę Otwartych Mistrzostw Warszawy w Breakdance, bo tak brzmi pełna nazwa Warsaw Challenge, czyli pojedynki b-boyów, w sobotę na scenie wystąpili VNM, Tede, Parias, a główną gwiazdą był legendarny zespół De La Soul. Niedziela to m.in. HiFi Banda, Grubson i na sam koniec Hocus Pocus. Poza zagranicznymi gwiazdami line-up nie należał do specjalnie ciekawych z mojego punktu widzenia. Można też odnotować in minus, że było bardzo dużo przypadkowych ludzi (wstęp na koncerty był wolny) i wożących się g*wniarzy. Na szczęście gro z nich opuściło park, gdy grać skończył idol nastolatków ni(e)jaki Grubson. Moda po warszawsku i prawilnie - spora ilość fajnych butów (przeogromna ilość Infraredów i Laserów) z obowiązkowo kręconym do wszystkiego pinrollem (nawet do trampek z Primarka, wszokuwszoku) zestawiona z odzieżą PROSTO czy DIIL. Taka specyfika tego miasta, chyba bez precedensu w innym miejscu w kraju.
Główny koncert niedzielnego wieczoru zaczął się z lekką obsuwą. Jednak jak już zespół wyszedł na scenę to rozpoczął się wielki show Francuzów. Gra świateł, dobre nagłośnienie, zgranie zespołu i nawet własna choreografia muzyków sprawiała wrażenia niespotykanego profesjonalizmu Hocus Pocus. 20syl złapał niesamowity kontakt z publicznością, czego przykładem niech będzie znakomity motyw ze zmiksowanym na żywo "Zróbcie Hałas" (na dole video) albo wpakowanie się z kamerką w tłum. Jak przeczytałem na jednym z portali było to "wielkie muzyczne kino, w którym muzycy zagrali oskarowe role" i trudno się z tym nie zgodzić, bo nawet ludzie, którzy dużo widzieli komentowali występ jako jeden z lepszych ever. Trudno na dobrą sprawę porównywać jakikolwiek koncert polskiego zespołu do tego właśnie, ale szczerze wątpię żeby jakiś mógł przebić występ kapeli z Nantes, a i na Zachodzie może być z tym ciężko. Wszystko to, co z zapartym tchem i śmiejąc się pod wąsem oglądałem kiedyś i wkleiłem w grudniu zobaczyłem na własne oczy. Mała refleksja w tym momencie - być może niebawem skończy się era nudnych koncertów hip-hopowych opartych na schemacie MC-DJ-hypeman, bo powoli do tego będzie dochodzić cała ta otoczka multimedialna, żywe instrumenty i kontakt z publiką nie ograniczający się jedynie do zachęcania do machania rękami albo powtarzania jakiś słów, bez zbędnego p*erdolenia jak to ma w zwyczaju polska scena. Piękna sprawa, ale niestety dużo wody w Wiśle upłynie nim to się zmieni i koncerty staną się wielkim show. Powrót pełnym pociągiem, ponad 24h bez snu, ale wrażenia niesamowite.
Kończąc ten wpis wyrażam wielka nadzieję, że za rok do Warszawy zawitają równie znakomici goście, ten rok przebił każdą poprzednią edycję (wcześniej występowali m.in. Dilated Peoples, Ugly Duckling, Looptroop) i następny oby był jeszcze lepszy. Chciałbym jeszcze raz zobaczyć Hocus Pocus, ale cieszę się chociażby z tego jednego razu, bo skreśliłem ze swojej listy "must have koncertowej" kolejny zespół po Looptroopie, którego jestem psychofanem. Mogę umrzeć.
PS. Na razie dwa filmiki - jeden mój (przepraszam za jakość), drugi popkillera z zarejestrowanym "Zróbcie Hałas". Liczę, że niebawem pojawi się także na ich stronie pełna relacja video z koncertu.
Media o spotkaniu promującym książkę o Drużbackiej
4 miesiące temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz