Fot. Krzysztof Dzierżawa/www.ts.podbeskidzie.pl |
Mecz można podzielić na dwie części - przed wejściem na murawę Stilicia oraz Rudneva i po zameldowaniu się ich na placu gry. Dopiero gdy dwie największe indywidualności Kolejorza pojawiły się na boisku gra podopiecznych Jose Bakero w ofensywie zaczęła się kleić. Wcześniej goście nie potrafili stworzyć groźnej sytuacji przed bramką Richarda Zajaca. Pierwszy raz w światło bramki golkipera Górali strzał oddał Jakub Wilk w 28. minucie, ale podobnie jak w słynnej swego czasu radzieckiej bajce dla dzieci i tym razem Zajac był górą w pojedynku z Wilkiem. Dużo groźniejsze sytuacje stwarzali sobie gospodarze, którzy bez kompleksów raz za razem szturmowali bramkę Buricia. Najbliżej gola dla Podbeskidzia było po strzałach dwóch Słowaków - najpierw Matej Nather o włos pomylił się po potężnym uderzenie z 30 metrów, a później Robert Demjan posłał piłkę tuż obok spojenia bramki Lecha.
W drugiej odsłonie gry pierwszy groźny atak przeprowadzili piłkarze beniaminka, ale Sebastian Ziajka po minięciu w polu karnym Huberta Wołąkiewicza nie zdecydował się na strzał z ostrego konta i piłkę posłaną wzdłuż bramki przejęli defensorzy z Poznania. Ich niefrasobliwość miał szansę wykorzystać także Liran Cohen, ale uderzył piłkę wprost w ręce Buricia. Kilka minut później na boisku zaczęła się już powoli rysować przewaga Lecha, a prym wiodła wprowadozna para Stilić-Rudnev. Ten pierwszy dał znać o swych nieprzeciętnych umiejętnościach po raz pierwszy w 68. minucie, ale z bliska nie trafił w bramkę, podobnie jak trzy minuty przed końcem regulaminowego czasy gry po dośrodkowaniu Toneva i strzale głową. Dwie sytuacje zmarnował również młody Mateusz Możdżeń. W samej końcówce mocno nacisnęli gospodarze, którzy praktycznie nie wychodzili z połowy Kolejorza, ale z ich atakami dobrze radzili sobie obrońcy gości.
Fot. Tomasz Fritz/Agencja Gazeta |
via Tylko Piłka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz