Jest sobota, kilka minut przed 20. Ze stadionu warszawskiej Legii wychodzi prawie 20-tysięczny tłum kibiców szczęśliwych po zwycięstwie z Lechią Gdańsk. Nie jest jednak wykluczone, że bardziej od kolejnych trzech punktów i kapitalnej bramki Wolskiego, fani Wojskowych zaprzątają sobie głowy tym, co stało się kilka godzin wcześniej w Sejmie. Rząd Donalda Tuska otrzymał wotum zaufania i będzie rządził przez najbliższe cztery lata. A to oznacza najprawdopodobniej kolejny etap "walki" z kibolami.
|
Staruch wznosi Puchar Polski |
Dlaczego akurat o Legii wspominam? To właśnie od
wtargnięcia kibiców warszawskiej drużyny na boisko w trakcie majowego finału Pucharu Polski w Bydgoszczy i awantury z sympatykami Kolejorza wszystko się zaczęło. Krótko po tym wydarzeniu zamknięte zostały obiekty Lecha Poznań i Legii, później
fala zamykanych stadionów wylała się jak Polska długa i szeroka - krucjata antykibolska dotknęła także stadiony Śląska Wrocław, Zagłębia Lubin czy Widzewa Łódź. Na każde spotkanie T-Mobile Ekstraklasy, I oraz II ligi
zabroniono wpuszczania kibiców gości do końca sezonu 2010/11. Represje dotknęły także poszczególnych kibiców, z których na medialną "gwiazdę" wyrósł Staruch - szef sympatyków ekipy z Łazienkowskiej. Ten sam, który miesiąc przed finałem PP w niecodzienny sposób próbował przemówić do rozsądku Jakubowi Rzeźniczakowi i ta sama osoba, której na stadionie Zawiszy być nie powinno. Zakaz stadionowi udało się obejść dzięki
pomocy Policji, która załatwiła bilet Staruchowi. Z każdej praktycznie strony leciały gromy na Tuska, Platformę, rząd, Gazetę Wyborczą i TVN, a "kibole" z całej Polski pojednali się (przynajmniej teoretycznie) ku walce przeciwko w/w wrogom. Kwintesencją całej akcji stało się popularne hasło
"Donald matole twój rząd obalą kibole", ale kibice prześcigali się w coraz to bardziej kreatywnych sposobach protestu - przykładem 'Alternatywy 4"
Odry Opole, czy wycieczka
Miedzi Legnica.
Nie o konflikcie jednak chciałem, lecz o filmie.
"Kibol" to dokument Tadeusza Śmiarowskiego, stworzony pod patronatem prawicowo-konserwatywnego tygodnika "Gazeta Polska". Autor odwiedzał z kamerą stadiony klubów biorących udział w proteście przeciwko działaniom rządu, zbierał wypowiedzi zwykłych ludzi i od przedstawicieli służb mundurowych. W zamyśle miał wyjść film demaskujący hipokryzję rządu próbującego znaleźć zastępczy temat przykrywający prawdziwe problemy, przedstawiający prawdziwą sytuację na stadionach. Słowem - miał otworzyć oczy tym wszystkim, którzy mieli nadal wierzyć w propagandę mediów skupionych wokół PO, określających zagorzałych kibiców jako bandytów.
Miało wyjść rzetelnie, wyszło niestety odwrotnie. Stadiony w "Kibolu" jawią się widzom jako oazy spokoju, wszechobecnej miłości i zabawy. Jako miejsce, gdzie nic złego stać się nie może, a kibice to tylko uciśniona grupa normalnych ludzi. Sposób, w jakim próbowano za wszelką cenę wybielić kibiców jednocześnie oczerniając władzę i wszelkiego rodzaju służby porządkowe, nijak ma się do definicji dokumentu. Bardzo mądre i kojarzące się jak najbardziej pozytywnie fakty o m.in. akcjach charytatywnych, na których powinno się zbudować ten materiał, zostały przykryte bzdurnymi tłumaczeniami o wtargnięciu na murawę z powodu źle zorganizowanej ochrony. Rozmówców dobierano pod tezę, omijając zapewne świadomie tych, dla których była ta cała akcja rządu, czyli zwykłych kibiców z tymi przysłowiowymi "małymi dziećmi". Był potencjał na naprawdę mocny i przemawiający do społeczeństwa obraz, wyszło podobne gówno jakie wylewa się z niektórych publikacji Gazety Wyborczej - tylko, że trochę bardziej skierowane w prawą stronę. Propaganda przez duże P.
|
Donald Tusk jako kibic Lechii Gdańsk |
Nie ma wątpliwości, że decyzja o zamykaniu całych stadionów była bardzo ostre. Użycie w tym przypadku odpowiedzialności zbiorowej dotknęło ludzi faktycznie odpowiedzialnych za złe zachowanie na obiektach, ale przede wszystkim spokojnych "pikników", którzy nie mają nic wspólnego z tamtymi. Nie była to ani dobra decyzja, ani zła - jednak zdecydowanie dająca do myślenia. Tak samo dążenie do stylu kibicowania znanego z zachodniej Europy aka słoneczniki i kiełbaska jest złym kierunkiem, jak i powrót do lat 90-tych i początku tego tysiąclecia. Nawet zakładając, że to zwykłe straszenie i nadużycie, to i tak obrazki z tamtych czasów są niezwykle plastyczne i zapadające w pamięć - nie chodzi mi tu wcale o wielkie racowiska, do których widoku
mi tęskno.
Na koniec słowo o polityce. Z dystansu oglądałem całą tą szopkę, te hasła zapowiadające rychłe obalenia rządu "miłościwie nam panującego". Nawet przez moment jednak nie byłem w stanie uwierzyć, że cała akcja cokolwiek da - wychodząc z założenia, że owy ruch toczył się generalnie w rejonach około kibicowskich (nawet nie stadionowych, bo "pikniki" raczej dystansowali się od sprawy), trudno mi uwierzyć że z tej społeczności wywodziło się dużo wyborców PO. Wielkiej zmiany preferencji politycznej z tego powodu więc nie było, tak samo jak późniejszej zmiany na fotelu Prezesa Rady Ministrów.
I tym sposobem mamy starą bidę, z dwoma bandami podobnie głupimi i żałosnymi, kopiącymi się nawzajem i liżących się po jajach we własnym gronie. Never ending story, czyli wojna polsko-polska część nie-wiadomo-która-ale-napewno-nie-ostatnia vide Marsz Niepodległości.