Zgodnie z zapowiedzią kontynuuję muzyczne wspomnienia roku poprzedniego. Polska muzyka za mną, teraz na warsztat biorę muzykę zagraniczną. Pobudki z powodu których akurat takie płyty się tu znajdują wyjaśniłem w odcinku z krajową muzyką. Poniższą listę, na której pomieszałem wszystkie gatunki od R&B, przez rap, po poprock, pozwoliłem sobie podzielić na dwie części po 12 propozycji. Płyty są oczywiście uporządkowane alfabetycznie więc nie ma się co cyferkami sugerować.
1. Adele - 21
Wahałem się czy ta płyta powinna się tu znaleźć. Napisano o niej już wszystko, wszyscy ją oceniali, tak samo jak samą Adele. Jej talent i umiejętności wokalne są nie do podważenia, wypadałoby się tylko zastanowić czy szum wokół niej jest do nich współmierny. Mam co do tego trochę wątpliwości, ale niech już będzie. Ludzie poczują się chociaż trochę lepiej obcując ze sztuką podawaną w komercyjnym opakowaniu.
2. Arctic Monkeys - Suck It And See
Małpy to synonim znaku jakości i tak samo jest w tym przypadku. Chłopaki z Sheffield porzucili już nieco ostre gitarowe granie znane z pierwszych dwóch płyt i skupili się bardziej na przemyślanych balladach rockowych, to nie stracili nic ze swojego charakteru. Mimo że po premierze poprzedniej płyty "Humbug" dużo osób zwiastowało koniec tej kapeli w sensie niezależności i rockowego pazura. Ciągle jednak słucha się ich z wielką przyjemnością, a "Suck It And See" jest tego najlepszym przykładem.
3. Cocaine 80s - The Pursuit/Ghost Lady
Pozwoliłem sobie do jednego wora wrzucić obie produkcje spod szyldu Cocaine 80s, mimo że są nieco inne. Nowsze "Ghost Lady" jest trochę bardziej spokojne i poważne, z kolei "The Pursuit" jakby bardziej przebojowe. Mózgiem całego projektu jest No I.D. nad którego kunsztem muzycznym zdążyłem rozpływać się już przy okazji najnowszej płyty "The Dreamer, The Believer" Commona, który zresztą na obu EP-kach udziela się po jednym kawałku na każdą z płyt. Bardzo solidna muzycznie propozycja, w dodatku każdy może się w nią całkiem legalnie za darmo zaopatrzyć.
4. Coldplay - Mylo Xyloto
Kolejna, po Adele, nieco nie pasująca tu pozycja. Trochę na wyrost umieściłem na tej liście płytę Coldplay, bo ani ona bardzo dobra, ani nawet nie jestem ich fanem. Wszystko z powodu ich koncertu na Open'erze, na którym Chris Martin zrobił całkiem przyjemne show i naprawdę byłem pod wrażeniem ich premierowego w Polsce występu. "Mylo Xyloto" jest bardzo dobrze wyprodukowane, ma swoje dobre momenty jak np. single "Paradise" czy "Every Teardrop Is a Waterfall", ale momentami przynudza (jak to czasami Coldplay ma w zwyczaju). Miałem mieszane uczucia co do featuringu Rihanny, ale na szczęście "Princess of China" wyszło im lepiej niż Kai Paschalskiej.
5. CSS - La Liberacion
Cansei de Ser Sexy, bo tak należy rozszyfrowywać skrót CSS, to rockowo-elektroniczny zespół rodem ze słonecznej Brazylii. Bardzo sympatyczny zresztą, tak samo jak jego muzyka, taneczna i ostra momentami, oparta na humorystycznych tekstach. Praktycznie cała płyta jest po angielsku, poza tytułowym kawałkiem, tak samo jak praktycznie w całości jest to zespół żeński - z wyjątkiem jednego osobnik płci męskiej.
6. Florence and the Machine - Ceremonials
Gdy pisałem o Adele wspomniałem o moich wątpliwościach dotyczących szumu wokół niej. Dużo bardziej cenię Florence Welch i wydaje mi się, że jej głos jest dużo mocniejszy od Adele, mimo to jest mniej sławna od młodszej koleżanki. Nic to, ważne że drugi album zespołu jest równie świetny jak "Lungs". Debiut był nieco bardziej rockowy, teraz Florence dała prawdziwy pokaz siły swojego wokalu, któremu towarzyszą jakby wielowarstwowe, eleganckie kompozycje z udziałem orkiestry. Trzeba przesłuchać.
7. Foster The People - Torches
"Pumped Up Kicks" to takie "Somebody I Used To Know" pierwszej połowy roku 2011, z tą różnicą że jest fajne. Było wszędzie, w sklepach, radiu, a już w szczególności na tych śmiesznych f*jsbukowych tablicach. Cała debiutancka płyta Amerykanów jest w podobnym przyjemnym i wakacyjnym klimacie. Może nie wyróżnia się zbytnio na tle innych indie popowych płytek z jednym wybijającym się hitem, ale zdecydowanie warta jest poświęcenia kilkudziesięciu minut życia. Nie pożałujesz, a obiecuję że jeszcze nie raz do niej wrócisz - zwłaszcza, że poza singlowym "Pumped Up Kicks" ma w sobie kilka innych perełek, w tym moje ulubione "Waste".
8. Frank Ocean - Nostalgia, Ultra
Frank Ocean to jeden z przykładów (oprócz The Internet), że OFWGKTA to nie tylko chore rapowe piosenki o gwałtach i zarzynaniu, r*zpierdol i croud surfing na koncertach. Breaux potrafi całkiem ładnie podśpiewywać i zrobił tak nie tylko na całej "Nostalgia, Ultra", ale nawet na kawałku otwierającym "Watch The Throne" Kanye Westa i Jay-Z. Dodatkowemu smaczkowi tego mixtape dodaje kilka skradzionych podkładów - mój płytowy faworyt to poruszający "American Wedding" nagrany na "Hotel California" Eagles, a znajdzie się również "Strawberry String" od Coldplay i coś od MGMT. Żałuję, że sprawdziłem materiał Franka dopiero pod sam koniec roku, bo jest to jeden z lepszych krążków minionego roku w kategorii R&B.
9. Ill Bill & Vinnie Paz - Heavy Metal Kings
Pierwszy rapowy materiał i od razu taki mocny. Nie tylko w formie, ale i jeśli chodzi o poziom. Ill Bill i Vinnie Paz to pewniaki i mimo, że każdy album czy to Non Phixion czy Jedi Mind Tricks brzmi bardzo podobnie, zawsze ma swój specyficzny klimat. Tak samo jest w przypadku "Heavy Metal Kings", który zapowiadał najlepszy moim zdaniem kawałek na płycie - otwierający ja "Keeper Of The Seven Keys".
10. Is Tropical - Native To
Już nawet nie pamiętam gdzie usłyszałem po raz pierwszy Is Tropical, ale na pewno wdzięczny jestem temu kto to akurat udostępnił w sieci. "Lies" zdobyło me serce na tyle, że stało się jednym z najczęściej odtwarzanych przeze mnie utworów w 2011 i z chęcią był wrzucił tu klip do niego, ale nie wiem czy każdy jest gotowy na damską goliznę. Jest za to teledysk do "The Greeks" który powinien zrozumieć każdy chłopak i te nieliczne dziewczęta, które bawiły się w niewidzialną wojnę z patykami w rękach. Podsumowując całe "Native To" - bardzo dobry elektroniczno-gitarowy pop z Anglii, bo mimo że chłopaki nie chcą być szufladkowani tak to właśnie trzeba nazwać. Niczego w tym temacie nie muszę już pisać, wystarczy przesłuchać (lub oglądnąć klipy jeśli masz 18+).
11. Jamie Woon - Mirrorwriting
To właśnie przez takich ludzi jak Jamie Woon wybory tych najlepszych będą trochę przeterminowane i ukażą się gdzieś pewnie pod koniec stycznia. "Mirrorwriting" czekało na dysku cierpliwie na swoją kolejkę, bo bardzo zależało mi na sprawdzenie typa, którym zachwyca się tyle portali muzycznych, a co po niektórzy umieszczają nawet na samym szczycie listy najlepszych płyt 2011. Nie było to dobre posunięcie, bo Jamie powinien zagościć u mnie dużo wcześniej - jego muzyka jest wypadkową świetnego głosu i przyjemnych melodii, płyta mixem spokojnych ballad i potencjalnych hitów jak chociażby "Lady Luck" widoczne u góry. Dodam jeszcze, że wydany w kwietniu krążek jest debiutem Brytyjczyka z malezyjsko-chińsko-szkocko-irlandzkimi korzeniami (uff). Ilu jeszcze takich Woonów siedzi po knajpach brzdąkając do kotleta i czeka na swoją szansę?
12. Kanye West & Jay-Z - Watch The Throne
Gdy najlepszy raper mainstreamowy spotyka się w studio z jednym z bardziej kreatywnych i uzdolnionych producentów, a przy tym nie kiepskim raperem w celu nagrania płyty nie może to zakończyć się klapą. Tak jest właśnie w tym przypadku, bo "Watch The Throne" to materiał niesamowity. Chociażby ze względu na tematykę i formę, które określić można jako skrzyżowanie przepychu, blichtru, cudów na kiju, złota, konsumpcjonizmu, deszczu dolarów, maybachów i kilku jeszcze innych rzeczy. Po prostu "black excellence in Paris". Możesz kochać albo nienawidzić, ale docenić musisz za "Otis", za banger "Niggas in Paris" albo za "Who Gon Stop Me" pożyczone od Flux Paviliona.
Media o spotkaniu promującym książkę o Drużbackiej
4 miesiące temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz