Spóźnione jakiś miesiąc, pisane w okresie chronicznego braku chęci i czasu, okupione bólem i cierpieniem z powodu braku weny. Będzie to bardzo subiektywne muzyczne podsumowanie roku minionego, wybory najlepszych płyt z Polski i z zagranicy, wzbogacone o jeszcze jedną kategorię - największa wpadka roku. Leniwym polecam zjazd na dół materiału i przeczytania tylko pogrubionego.
Zacznijmy od krajowego rynku i krótkiego przypomnienia 2009. Niestety, rok 2010 nie był równie obfity w dobre produkcje, jak poprzedni. W 2009 światło dzienne ujrzały takie rapowe wydawnictwa, jak np.
solo Małpy (z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że to już klasyk podziemia, ale klipów to on robić nie potrafi), płyta W.E.N.A. i Rasmentalism -
"Duże Rzeczy" (trochę zawód zważywszy na poziom autorów, ale i tak bardzo dobra rzecz),
producencki album Quiza, polsko-kanadyjska Ortega Cartel z
"Lavoramą" czy przepalona
"Pierwsza Rozgrzewkowa" opolskiego Okolicznego Elementu (Jeżyk, którego już nie ma + ucze w tle video, wow). Trochę biedniej było poza sceną hip-hopową, gdzie do głowy przychodzi mi tylko pokryta dwukrotną platyną płyta
"Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" Hey oaz Kult i ich "Hurra". Z kolei omawiany tu rok następny przyniósł nam takie hip-hopowe pozycje, jak kolejny album warszawskiego rapera Eldo - "Zapiski z 1001 Nocy", drugą płytę duetu O.S.T.R. i Emade, czyli POE 2, zblendowane przez 2stego "Kilka Numerów O Czymś" Małpy, połączone braterskie siły w "Dziś W Moim Mieście" Pezeta i Małolata czy na koniec roku "23.55" HiFi Bandy. Na najlepszą płytę w tym zestawieniu wytypowałem "Zapiski z 1001 Nocy" Eldo - jednego z niewielu raperów (i jedynego mainstreamowego), którego owoce pracy sprawdzam zawsze, bez obawy o jakość. Warszawiak nigdy nie zawodzi, i tak było także tym razem, więc z niecierpliwością oczekuję następnego materiału z jego udziałem. Prawdziwą płytą roku moim zdaniem jest jednak "Granda" Moniki Brodki - elektryczno-popowo-etniczny ewenement na skalę krajową. Brodka zaskoczyła wszystkich wydając po kilku latach praktycznego niebytu na scenie płytę bardzo różną od tych wydawanych wcześniej, pełnych ckliwych ballad o miłości. "Granda", określana jako indie-popowa, jest dojrzała, buntownicza i przede wszystkim nowa na tym polskim ogródku muzycznym, zapełnionym wątpliwej jakości muzyką pop. Ciekawych jak wypada "Granda" live wysyłam na majówkę do Wrocławia, gdzie za stosunkowo małe pieniądze zagra m.in. Brodka, Fisz i Emade, Hey, a nawet ulubieniec gimnazjów i największy przegrany roku, Kamil Bednarek (okrzyk). Ponadto w parze ze zmianą w twórczości u góralki poszła także zmiana wizerunku, co również się chwali. Pozostając w kręgu "wizerunkowym" wypada w tym miejscu wspomnieć o wpadce roku, autorstwa Małolata. Raper z przestępczą przeszłością zapragnął "pożyczyć" sobie kilka wersów z książki Waldemara Łysiaka na potrzeby całkiem fajnego "Nagapiłem się", nie informując nikogo o tym, ani w żadnym wywiadzie, ani we wkładce albumu. Sprawa po jakimś czasie wyszła na jaw dzięki uważnym słuchaczom, ale Małolat pokrętnie tłumacząc się jedynie inspirowaniem, pogrążał się tym samym jeszcze bardziej. Co gorsza, "inspirowane" linijki Małolata były tymi najbardziej z jego zwrotki wbijającymi się w pamięć, a część słuchaczy zapewne zdążyła już uwierzyć w niezwykłą przemianę ulicznego Małolata w poetę.
O ile rok 2010 w polskiej muzyce trudno określić jako bardzo dobry, tak za granicą wyszło kilka doskonałych pozycji, nie tylko spod znaku hip-hopu. W tym zestawieniu pod uwagę brałem dużo więcej płyt niż to miało miejsce w Polsce. Jako wierny psychofan nie mogę nie wspomnieć o Zion I i ich "Atomic Clock" - kalifornijski zespół jest znakomitym przykładem, jak udanie można się odnaleźć w nowych realiach muzycznego świata i przejść sprawnie drogę od trueschoolu do nowoczesnej elektroniki. Drugi przykład świetnej płyty, także opartej na syntetycznych beatach (chociaż tu kłaniają się raczej lata 80-te), to "Long Distance" francuskiego muzyka Onry. Pozostając we Francji muszę (kolejny raz włącza się opcja psychofan) wymienić Hocus Pocus. Kapela z Nantes z każdym swoim nowym projektem jeszcze bardziej zaskakuje i tak samo było w przypadku "16 Pieces" - albumu pełnowartościowego, spójnego, choć rozbitego na tytułowe 16 części. Przenieśmy się ponownie za ocean, do Stanów Zjednoczonych i automatycznie do dużo cięższej i mniej radosnej płyty - obok "Death in Silence" rapera i producenta Kno nie da się przejść obojętnie, tak samo jak nie sposób nie docenić jego niezwykłego talentu do beatowych majstersztyków vide chociażby singiel "Rhythm of the Rain". W czerwcu premierę nowej płyty miała legendarna grupa The Roots - znakomite "How I Got Over" jest przez wielu określane jako najlepsze w ich dyskografii. U mnie ciągle zwycięża naiwna, młodzieńcza miłość do "Phrenology", chociaż muszę przyznać, że najnowsze dziecko Questlova i przyjaciół solidnie depcze jej po piętach (zwłaszcza tytułowy kawałek, włączając w to klip). Na koniec trochę mniej hip-hopowe collabo holendersko-amerykańskie o nazwie The Foreign Exchange i ich klimatyczne, jesienne "Authenticity". Poza ramami hip-hopowymi i szeroko pojętej muzyki "czarnych", w roku 2010 także wyszło kilka solidnych pozycji, m.in. płyta artystki pop Robyn zatytułowana "Body Talk". Szwedka tym samym potwierdza tylko tezę, że skandynawska muzyka ma się nad wyraz dobrze (może nawet najlepiej w Europie), a ona sama staje się powoli gwiazdą niemal na miarę ABBY. Kolejna godna uwagi płyta datowana na 2010 to "Black Sands" brytyjskiego producenta Bonobo - samo wydawanie w stajni Ninja Tune wskazuje, że mamy do czynienia z kimś nietuzinkowym. W 2010 premierę w Polsce miał album australijskiej piosenkarki Sary Blasko. Znając polskie radia i ich częstotliwość puszczania tego samego, każdy chociaż raz miał do czynienia z singlem z "As Day Follows Night". Jest tam jeszcze kilka innych bardzo dobrych kawałków na czele z "Over & Over". Trudno ze wszystkich wyżej wymienionych wybrać najlepszy album, ale zarówno serce jak rozum podpowiada, że tytuł ten należy się Francuzom z Hocus Pocus, za stworzony znakomity pomost między jazzem, a hip-hopem, za używanie żywych instrumentów i wspaniałe produkcje 20Syla. Wyróżnienie dla The Roots, z sentymentu i podziwu dla utrzymywania przez tyle lat tak wysokiej klasy, równocześnie ciągle zaskakując czymś nowym.
Jak podsumowanie roku, to muszę w tym miejscu wspomnieć także o śmierci jednego z najsłynniejszych i najlepszych raperów ever, członka legendarnej grupy Gang Starr, autora sagi Jazzmatazz i wreszcie założyciela Gang Starr Fundation, która pomogła wypłynąć na szerokie wody Jeru The Damaja, czy Group Home - Guru po długiej walce przegrał z rakiem w kwietniu ubiegłego roku. Po śmierci wielu muzyków z uwagi na jego niebagatelny wkład w kulturę oddało mu hołd, m.in. nagrywając dedykowane mu utwory (podobnie zrobił Guru w "Full Clip" dla Big L).
Zdaję sobie sprawę, że mnóstwo płyt z roku poprzedniego nie słuchałem, ominąłem celowo (Eminem, Kanye) lub nie, z braku czasu czy wiedzy o nich, niektóre dopiero teraz przesłucham, cokolwiek, ale myślę, że i tak wybrane przeze mnie pozycje trudno byłoby pokonać. Pozostaje teraz tylko czekać, na to co ukaże się w ciągu następnych 12 miesięcy (już 11, wszokuwszoku) - o tym przy jakimś następnym wpisie, bo jak na razie zapowiada się bardzo ciekawie, a rok zaczął VNM wydając ""De nekst best"".
Polska płyta roku 2010 - BRODKA - GRANDA
Wyróżnienie - ELDO - ZAPISKI Z 1001 NOCY
Wpadka - MAŁOLAT
Zagraniczna płyta roku 2010 - HOCUS POCUS - 16 PIECES
Wyróżnienie - THE ROOTS - HOW I GOT OVER
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz