|
Fot. lechia.pl |
Beniaminek niczym rasowy bokser wypunktował doświadczoną Lechię wykorzystując wszystkie błędy gospodarzy i wygrywając w stosunku 3-2. Emocjonujące spotkanie gdańszczanie mogliby wygrać, gdyby wykazali się większą konsekwencją i skutecznością pod bramką Bąka, bo okazji ku temu nie brakowało.
Lechia na zdobycie pełnej puli punktów czeka od czterej miesięcy i trudno dziwić się, że do tego spotkania piłkarze znad morza przystąpili z wielką koncentracją i wolą zwycięstwa. Porażka Cracovii i ŁKS dodatkowo pozwalała na zwiększenie przewagi nad strefą spadkową.
|
Kosecki wyprowadza Lechię na prowadzenie |
Gospodarze starali się więc od pierwszych minut narzucić swój styl gry Góralom i pierwsi zaatakowali, ale niespodziewanie to podopieczni Roberta Kasperczyka otworzyli wynik - w 8. minucie dośrodkowanie Lirana Cohena z rzutu rożnego celną główką zakończył Robert Demjan. Chwilę później wynik podwyższyć mógł po indywidualnej akcji Sylwester Patejuk, ale jego strzał zatrzymał Wojciech Pawłowski. Mimo tych dwóch akcji to Lechia dłużej utrzymywała się przy piłce i na efekt nie trzeba było długo czekać. Niezdecydowanie obrońców Podbeskidzia wykorzystał Jakub Kosecki i ładnym strzałem z dystansu pokonał wychowanka Zielono-Białych Mateusza Bąka. Lechia nie zwolniła tempa i kilka minut później w słupek trafił Abdou Traore, a w 38. minucie drugą bramkę po kuriozalnych błędach defensywy gości strzelił Kosecki. Odpowiedź Podbeskidzia była błyskawiczna - minutę później po akcji Demjana ręką w polu karnym zagrał Krzysztof Bąk i sędzia Huberta Siejewicz bez wątpliwości wskazał na wapno. Pewnym egzekutorem został Patejuk, a wynik 2-2 do przerwy już się nie zmienił.
|
Bąk i Rogalski - byli gracze Lechii, dziś w Bielsku |
Początkowe kilkanaście minut drugiej odsłony ani trochę nie przypominało emocjonującej pierwszej części. Zawodnicy obu drużyn grali statycznie i rzadko atakowali, a najgroźniejszą okazję miał Łukasz Surma i Ivans Lukjanovs, kiedy mocno uderzył metr obok słupka Bąka. Po tej akcji Łotysza goście wyprowadzili decydujący, jak się później okazało, cios - Patejuk po indywidualnej akcji na prawym skrzydle wyłożył piłkę niepilnowanemu Demjanowi, a ten ze spokojem pokonał Pawłowskiego. Po raz drugi Podbeskidzie wyszło w Gdańsku na prowadzenie i po raz kolejny dość nieoczekiwanie, w momencie gdy przewagę miała Lechia. Gospodarze mieli jeszcze kilka sytuacji, żeby chociaż wyrównać stan meczu, ale dwukrotnie dogodnej okazji nie wykorzystał najlepszy na boisku Kosecki, a po razie pomylił się Traore i Deleu.
Lechia jak najbardziej mogła to spotkanie wygrać i powinna to zrobić. Zabrakło szczęścia, koncentracji i w decydującym momencie doświadczenia Jakuba Koseckiego. Druga sprawa, że większość groźnych sytuacji gdańszczanie stwarzali po stałych fragmentach lub po fatalnych błędach obrony gości, którzy sprezentowali oba gole i słupek Traore. Podbeskidzie potwierdziło tezę o swej skuteczności po stałych fragmentach oraz kontrach i trzema punktami zdobytymi w Trójmieście chyba zapewniło sobie ekstraklasowy byt w następnym sezonie. Walczyć o niego będzie natomiast Lechia, ale patrząc na dzisiejszym mecz, gdy była po prostu lepsza, trudno uwierzyć, żeby ich zła passa nie odmieniła się w kolejnych spotkaniach - następna okazja za tydzień w Bełchatowie.
via Tylko Piłka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz